wtorek, 28 lutego 2012

Papierowy cytat







Pisząc nie trzeba tak wyczerpywać przedmiotu, aby nic nie pozostało dla czytelnika. Nie chodzi wszako o to, aby ludzie czytali, ale aby myśleli
Monteskiusz

poniedziałek, 27 lutego 2012

Drugie życie książki



Grafika zapożyczona z bookeriada.pl

Wczoraj (26 lutego) w Pawilonie Wyspiańskiego w Krakowie odbyła się akcja Drugie życie książki






Poszedłem z czystej ciekawości, tymczasem decyzja ta okazała się o tyle owocna, że trzy egzemplarze Przedśmiertnego neuroleptyku znalazły nowych właścicieli, a Papierowa Orchidea zdobyła trzy moim zdaniem interesujące tytuły do zaproponowania wielbicielom słowa pisanego. Recenzje już wkrótce, a więcej informacji o wspomnianej akcji znajdziecie między innymi na stronie Magicznego Krakowa.


Ciekawa inicjatywa, gratulacje organizatorom i powodzenia w dalszych odsłonach.

niedziela, 26 lutego 2012

sobota, 25 lutego 2012

Lalka Kafki - Gerd Schneider






Lalka Kafki, ot, wydawałoby się, opowieść jakich wiele. Trochę emocji ulatniających się spomiędzy kremowych stronic, jakaś lalka, nazwisko coś tam nam mówi, pewnie jakaś lekka bajeczka... nic bardziej mylnego! Choć tekst może sprawiać wrażenia lekkiego, przynajmniej na początku.

Ale po kolei. 


Wstępne słowa w istocie nie ciążą zbyt mocno, mamy tu do czynienia z historyjką o małej dziewczynce opłakującej w parku zaginięcie swej ukochanej lalki (a może Lalki, bo jak mówi dziewczynka: Ona nie ma imienia! Nazywa się po prostu lalka). Los chce, że owo dziecko napotyka na swej drodze spacerujący, śmiertelnie chory już wówczas Franz Kafka. Nie pozostaje on obojętny na żal dziewczynki i delikatnie wypytuje ją o powód jej smutku. Niemal od razu postanawia pocieszyć małą Lenę i zaczyna ją przekonywać, że widział jej lalkę. Już następnego dnia, w tym samym miejscu, mężczyzna dostarcza dziewczynce list od zguby i w tym momencie rozpoczyna się bajkowa opowieść wypełniona elementami rzeczywistej twórczości Kafki.

Książka składa się właściwie z czterech części wzajemnie się przeplatających. Pierwszą - stanowiącą niejako temat utworu - są cykliczne spotkania Franza z Leną w parku pod rododendronem, podczas których pisarz odczytuje małej spisane uprzednio listy od lalki. 

Drugą częścią są wieczory spędzane ze swą "przyjaciółką" (jak pisze o niej autor) Dorą, z którą Kafka mieszka w wynajętym w Berlinie mieszkaniu. Z tych właśnie fragmentów możemy się sporo dowiedzieć o tym jakim człowiekiem był ten znany i nieznany jednocześnie artysta. Są pewnego rodzaju wstawkami biograficznymi. 

Odsłona trzecia - tak jak wszystkie powtarzająca się w cyklu dobowym, albo niemalże dobowym - to prywatne życie Leny w domu pani Krallowej, w którym oczekuje na nowych rodziców. 

Ostatnią częścią składową Lalki Kafki są spotkania bohatera z pewnym mieszkańcem Berlina, które z kolei przybliżają nam realia życia w Niemczech po przegranej I wojnie światowej. 

O wartości tej pozycji świadczy więc wiele aspektów: historyczny, biograficzny, myślę, że również etyczny. Pod względem literackim także nie mam jej nic do zarzucenia,choć w trzech czy czterech miejscach tekst jest nieco niezrozumiały - nieistotne, i tak nie psuje to mojego ogólnego odbioru. 

Na zakończenie jeszcze wspomnę... o zakończeniu. Mnie osobiście mile zaskoczyło i zaintrygowało, ale o tym już szaaa...

piątek, 24 lutego 2012

Papierowy cytat







Wolę książkę, która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia, od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia.

Antoni Słonimski

środa, 22 lutego 2012

Przedświąteczna gonitwa - Maria Izabela Fuss
















Nawiedziła mnie wczoraj pewna myśl: dlaczego mam czytać jedynie dojrzałe książki? (tak je sobie nazwałem) Czy to, że jestem dorosły obliguje mnie do sięgania jedynie po poważną literaturę?


Doszedłem do wniosku, że nic bardziej mylnego. Przecież do rozwoju jest potrzebna różnorodność! Nie uważam za rozsądne rezygnowanie z czegoś tylko dlatego, że dedykowane jest innej grupie wiekowej niż ta, do której sam przynależę.

Postanowiłem – czas sięgnąć po książkę dla dzieci!

Jaką? Tu pomysł podsunęło mi życie, w postaci postu na blogu Marii Fuss, postu informującego o ukazaniu się recenzji jej opowiadania Przedświąteczna gonitwa.

Szybka wiadomość do Marii. Szybka odpowiedź dziś rano. I oto siadam do podzielenia się z wami opinią na temat tekstu.

Tak, siadam... i okazuje się, że zrecenzowanie tego typu literatury nie jest wcale takie proste. Jak sądzę samo tworzenie tym bardziej. Mimo to wspomnę o wszystkim, co mi przyszło do głowy.

Zaglądamy więc do pamiętnika diabełka Imp. Wiem, nieładnie, ale przecież diabełek nie powinien nam mieć tego za złe. Kto wie, może nawet uznałby nasz czyn za godny podziwu! Całkiem przypadkiem natrafiamy na wpis z siódmego grudnia – wpis bardzo wesoły, bo uwieczniający świętowanie sukcesu.

Co też takiego mogły spsocić diabełki, że aż tak się radują? - zadałem sobie w duchu pytanie i nim zdążyłem się obejrzeć, Imp spieszy z odpowiedzią. Rozentuzjazmowany opowiada jak to wpadł na genialny wręcz pomysł, by zepsuć święta, by doprowadzić do rozpaczy dzieci na całym świecie, by raz na zawsze skończyć z bzdurną tradycją rozdawania prezentów przez Świętego Mikołaja. Tak, potrzeba nie lada sprytu, by wymyślić równie przebiegły i niecny plan! Skraść wszystkie prezenty, ot co! Wykraść z pilnie strzeżonej fortecy i popijać ulubione wino, obserwując jak świat pogrąża się w rozpaczy. Iście diabelski plan!

Oczywiście Imp nie próżnuje i od razu rozpoczyna przygotowania. W końcu odnosi sukces i ma powody do radości, ale to jeszcze nie koniec opowieści, bo jakże to tak? Przecież to książka dla dzieci, a te nigdy nie pozwoliłyby na triumf diabełków, choćby i najbardziej sympatycznych (na swój sposób rzecz jasna). Tak więc diabełki świętują, ale... jak to mówią, kto pod kim dołki kopie... 

Tak, w dużym skrócie, wygląda opisywana historia. A teraz kilka słów o moich subiektywnych odczuciach.

Mogłoby się wydawać, że stworzenie takiej historyjki dla najmłodszych nie jest czymś nader skomplikowanym, bo i niby dlaczego? Nie wymaga ona wyszukanego słownictwa, skomplikowanego pomysłu czy wielwątkowości. Przeciwnie, to wszystko dyskwalifikuje tekst w oczach dzieci, z jednej prostej przyczyny – czyni go niezrozumiałym. 


To wszystko prawda i nie można nikogo winić za takie myślenie, można za to winić za rozgłaszanie takich opinii bez uprzedniego zaznajomienia się z literaturą dziecięcą.

Po lekturze Przedświątecznej gonitwy zrozumiałem, jak wyważonym i specyficznym słowem musi się posługiwać autor, chcąc rozbudzić dziecięcą ciekawość. Prostym, zgoda, jednak starannie dobranym, łatwym w odbiorze, zabawnym... bardzo mi się podoba wyrażanie negatywnych emocji przez autorkę. Emocje takie jak gniew, zdenerwowanie czy zwykłe niezadowolenie są tu oddane w sposób żartobliwy i lekki, to moim zdaniem wielka sztuka. Z kolei duża ilość wykrzykników oraz znaków zapytania znacznie ubarwia opowieść, powoduje, że jest jakby bardziej plastyczna, a tym samym łatwiejsza do zobrazowania w małej dziecięcej (i nie tylko) główce.

W zasadzie muszę przyznać, że opowiadanie czytało się przyjemnie. Zdążyłem nawet polubić Diabełka Imp i dobrze, że Pan Lucek też się zmęczył. Cóż, pozostaje mi tylko wierzyć, że gonitwa nie rozpocznie się na nowo i że dzieci zrozumieją, że nie taki diabeł straszny, jak go malują! 

Dziękuję Mario za możliwość przeczytania „Przedświątecznej gonitwy“. Takie nowe doświadczenia są dla mnie niezwykle wzbogacające.


wtorek, 21 lutego 2012

Papierowy cytat






Jak zawsze papierowy, choć ty razem mój własny - z książki z wątkami biograficznymi, nad którą pracuję pod roboczym tytułem Tytuł.





Książka, gdy jej poświęcić czas, kradnie nam fragment duszy. [...] Każda daje nam odrobinę swej mądrości, biorąc jednocześnie fragment naszych myśli w wieczyste posiadanie. 
Kamil Czepiel



niedziela, 19 lutego 2012

Rosyjska literatura - światowa literatura


Na stronach Głosu Rosji czytamy:

Geniusz rosyjskiej literatury klasycznej pewnie wyprzedza największych przedstawicieli światowej literatury. To wynik ankiety przeprowadzonej na szeroką skalę wśród współczesnych pisarzy Wielkiej Brytanii i USA


Jak twierdzi redakcja portalu, W rankingu dziesięciu najlepszych dzieł oraz pisarzy wszech czasów, stworzonym przez ponad stu literatów anglojęzycznych, poczesne miejsce zajmują autorzy i dzieła rosyjskiego pochodzenia. Niestety nie została podana informacja na temat inicjatora rzeczonego plebiscytu (Czyżby Głos Rosji? Tak należałoby przypuszczać) niemniej jednak moim zdaniem coś jest w rosyjskiej literaturze, coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, pewien klimat powstały z połączenia surowości (klimatu i charakteru) i głębokiej zadumy (niczym bezkres lodów Syberii).

Pełen tekst cytowanego artykułu dostępny jest na tej oto stronie


sobota, 18 lutego 2012

Papierowy cytat




Życie ludzkie jest jak księga, w której wielu kart brakuje. Trudno je nazwać całością, a mimo to stanowi cały tom.

Ryūnosuke Akutagawa

piątek, 17 lutego 2012

Skreślone pod wpływem choroby



O jeden drink za dużo - pomyślał.

Wszystko było by w jak najlepszym porządku. Wszystko, gdyby nie fakt, że nie miał w ustach alkoholu od co najmniej tygodnia. A jednak uczuł, że traci sukcesywnie kontakt ze swym wybrukowanym ciężkimi wyrzeczeniami życiem. Miał nieodparte wrażenie, że żyje w mglistej ułudzie, jakimś pieprzonym baśniowym atrium o dźwiękoszczelnych, niewidzialnych ściankach z wylotem ku spokojnej wieczności.

Co znaczą te wszystkie wydumane wartości, zasady, marzenia, wśród wszechogarniającego pędu za sztucznym szczęściem i uwielbieniem dla nieograniczonej zbędną moralnością tak zwanej "wolności"? Na dobrą sprawę nikogo nie obchodziło to wszystko, co dotąd osiągnął, przecież w żaden sposób nie przekładało się na cokolwiek dającego się wycenić.

Stracony czas.

Stracona praca.

Stracone ambicje.

Stracone marzenia.

Stracone życie? - Życie można zmienić, to jedynie kwestia priorytetów.

Tylko czy wyrzeczenie się siebie kosztem - właśnie... jakimkolwiek kosztem - nie jest dopiero marnotrawieniem życia? Zwykłym zaprzedaniem duszy, zdradą własnych przekonań? Jest! Niestety, kurwa, jest i nic na to nie poradzisz.

Podobno o sile człowieczeństwa świadczy upór z jakim ten walczy o siebie i o to co jego zdaniem liczy się w życiu. Siłą człowieka natomiast jest władza, a co stanowi o władzy wiadomo. Szkoda, że człowieczeństwo w dzisiejszych czasach to synonim frajerstwa. Nie masz władzy, jesteś nikim. Nie jesteś skurwielem, jesteś nikim. Szanujesz ludzi, jesteś nikim. Pielęgnujesz wartości, jesteś nikim.

Jesteś ludzki – jak wyżej.

Może już czas na zmianę…

Jaką zmianę, do cholery?! Posłuchaj siebie, idioto! Życie cię zweryfikowało już dawno, nie zmieni zdania, po kilku twoich przemyślnych ruchach. Chcesz teraz się jeszcze zeszmacić we własnych oczach! Zniżyć się do poziomu błota czy pyłu pod twoimi stopami! Chcesz tego!? Tyle już przetrwałeś, tyle zła, bólu, cierpienia, tyle gniewu – wszystko wytrzymałeś, wszystko! Zastanów się, co ty gadasz? I co ci w ogóle przyszło do łba? Bądź sobą, jak dotąd… - cichy szept rozsądku przebrzmiał delikatnym szmerem obijając z siłą huczącego tornada wewnętrzne powierzchnie styranych chorobą skroni.

- Tego właśnie chcesz? – zapytały wykrzywione smutkiem wargi.

Jedyną odpowiedzią były opadające ciężko powieki.

Czy tego chce? Odpowiedź była prosta. Była to ostatnia rzecz jakiej chciał w życiu. Porzucenie idei i celów oznaczałoby tylko jedno, pełną porażkę. Równie dobrze mógłby opuścić już ten padół, w gruncie rzeczy tak czy owak by z niego zniknął. Definitywnie. Oczywiście, że nie chciał porzucać własnego jestestwa, ale może tak trzeba.

Rozrywający ból głowy przerwał litościwie jego rozważania. Sen jednak nie przyszedł, to by było zbyt łatwe.

Kamil Czepiel, 
17 lutego 2012, godz. 13:53

Zimna fuzja - Wiktor Kubica z Gronia




Mamy tu do czynienia z dobrej jakości kryminałem. Opowieść zaczyna się od morderstwa (choć o tym dowiadujemy się nieco później) i kradzieży pewnej tajemniczej teczki, która już po chwili ponownie zostaje skradziona. W efekcie, przechodząc z rąk do rąk, pozostaje na dobre w obrębie krakowskiego Kazimierza. 


I to właśnie ów przedmiot zdaje się być jedyną stałą w całej kreowanej przez Wiktora Kubicę historii. 


Cała reszta, wszystko, co dzieje się wokół, zmienia się jak w kalejdoskopie. Mamy wielkiego szefa, który zostaje porwany, wysoko postawionych prezesów, z których każdy jawi się kimś ważnym, a jednocześnie w miarę rozwoju wydarzeń okazuje się jak mało znaczy, tajemniczego a zarazem groteskowego iluzjonistę z piękną asystentką u boku, ową asystentkę okazującą się nagle jedną z wiodących postaci, srebrzystego - człowieka z mocno podejrzaną przeszłością, w końcu wplątanego w całą tą niebezpieczną grę Pana Wacka, mało znaczącego byłego boksera z Kazimierza. 


W trakcie czytania książki w pewnym momencie wszystko zaczyna się z wolna wyjaśniać, układać w jakąś sensowną całość. Miałem wrażenie, że dzieje się to zbyt szybko i nazbyt klarownie. Nic bardziej mylnego! Skoro tylko doszedłem do wniosku, że wiem już wszystko, nastąpił nagły, i na prawdę niespodziewany, zwrot. Zwrot? Powiedziałbym wręcz - piruet! Bo oto nasz prosty człowiek z Kazimierza zaczyna wodzić za nos wyżej postawionych od siebie, szasta pieniędzmi na lewo i prawo, przecudna Tatiana sama ciągnie go do łóżka, a w pewnej chwili przychodzi mu negocjować (a nawet walczyć o życie) z... lalką!   


Akcja toczy się w zawrotnym tempie. Dość wspomnieć, że praktycznie wszelkie istotne sprawy rozgrywają się w przeciągu czterech dni. Ktoś powie: Jakże to? Cała książka zawiera cztery dni, TYLKO cztery dni, rozpisane na nieco ponad 250 stron a ty wspominasz tu o jakieś szybkości? Bez żartów! A ja odpowiem, iż na te nie ma tu miejsca. Z całą pewnością wielu z was hołduje zasadzie: Nie masz wolnego czasu - weź sobie dodatkowe zajęcie. Ile wówczas byliście w stanie zrobić nim ubiegła doba? Widzicie sami, że dzień to wcale nie tak długi okres, a nasz człowiek z Kazimierza wypełniał go jak tylko mógł. 


Na szczególną uwagę zasługuje klimat przedstawiony przez autora, atmosfera, moim zdaniem, znakomicie odzwierciedlająca życie toczące się na krakowskim "Kaźmirzu" poza oczami turystów. Dodatkowego realizmu dodaje odchodząca już w zapomnienie gwara krakowskiego przedmieścia, oraz autentyczność miejsc, które nieraz da się rozpoznać, mimo iż autor nie podaje ich nazw. Czasem wystarczy już nawet powierzchowna znajomość Krakowa.  


Reasumując, bardzo przyjemna lektura. Może nie wybitna, bo też prawdą jest, że nie trzyma w ciągłym, ogromnym napięciu. Z drugiej jednak strony nie pozwala, by czytelnik popadł w nudę, a przecież o to głównie chodzi. Sądzę, że większość z tych, którzy sięgną, lub już to zrobili, po Zimną fuzję nie będzie tego żałować.

środa, 15 lutego 2012

Jeździec miedziany - Paullina Simons





Cóż mogę rzec? Książka niezmiernie poruszająca, pełna pięknych momentów napawających człowieka ciepłem porównywalnym do tego, co zakorzenia w naszej duszy odradzające się o poranku słońce. Te beztroskie, magiczne chwile nie stanowią jednak o mocy z jaką opowieść Simons uderza w naszą świadomość. A może jednak się mylę? Sam już nie wiem czy motywem przewodnim jest wojna, czy miłość? 
To prawda, że historia naznaczona jest bezkresnym cierpieniem - bezkresnym, bo nawet podczas radosnych chwil jest ono obecne. Nie opuszcza bohaterów do samego końca, zawieszone gdzieś w przestrzeni, uśpione w ich umysłach, czające się ostrożnych spojrzeniach i otulające się siecią misternie i sukcesywnie tkanych kłamstw. Jest wszechobecne i wielowymiarowe. jaki wpływ ma jednak wspomniane cierpienie na losy Tatiany, losy jej Aleksandra? Przecież nie dyktuje im jak mają żyć, a jedynie umacnia. Zmusza do walki o życie, człowieczeństwo, własne marzenia - o siebie. Okrucieństwo świata, w który rzucił ich czas, paradoksalnie wyzwoliło w nich najgorętszy płomień, podsycany z każdym kolejnym żalem, rozdmuchiwany przez wiatr niepewności, podtrzymywany nadzieją i pilnowany jakby tylko od niego zależało życie ich obojga... bo zależało.

To, co wyraźnie rzuca się w oczy, to sposób w jaki ewoluowała główna bohaterka. Gdy ją poznajemy jest niedojrzałą, próżną, rozkapryszoną dziewczynką - wnioskując z zachowania dałbym jej co najmniej trzy lata mniej niż miała w rzeczywistości w owym czasie. Jednak wojna odmienia ją diametralnie. Zakorzenia w niej poczucie odpowiedzialności, rozbudza odwagę, hartuje ducha i w efekcie końcowym Tatiana jawi mi się jako wielka bohaterka: niezłomna, pełna wartości, poszanowania dla życia i godności altruistka. Niesamowita przemiana, a jeszcze bardziej niesamowita jest świadomość, że tacy ludzie na prawdę istnieli i teoretycznie każdy z nas mógłby stać się jednym z nich, choć jest to diabelnie trudne - a jednak możliwe. 

Do lektury Jeźdźca miedzianego podchodziłem z pewną dozą ostrożności. Teraz wiem, że kontynuację opowieści o Tani i Szurze przeczytam na pewno - tym razem bez najmniejszej obawy, a z ogromną chęcią.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Papierowy cytat




Książki przenikają nas do głębi,
mówią z nami, radzą i łączą się z nami
żywą i serdeczną zażyłością, a żadna nie przechodzi
samotnie ale wprowadza imiona innych i jedna karze
łaknąć drugiej.


Petrarka

sobota, 11 lutego 2012

Stwór znad zalewu - Jouse D'arbaud



Wygrzebane z zasnutej zestarzałymi pajęczynami pamięci, zresztą nie bez problemów. Dwa dni temu, myślę: jaki tytuł nosiła ta książka? Jakaś bestia czy coś... nie, potwór. No oczywiście, że potwór, chyba z ba... jednak raczej nie z bagien. Trochę czasu upłynęło nim udało mi się stworzyć w głowie właściwy, moim zdaniem, tytuł, choć w sieci nic takiego nie odnalazłem - pewnie nikt nie uznał za stosowne, by o niej napisać.. Teraz pozostało jedynie ją odnaleźć. Siostra powinna coś wiedzieć na ten temat.


- Mała, wiesz może gdzie mogę znaleźć taką starą książeczkę Potwór znad jeziora?
Jakoś tak dziwnie na mnie patrzy. Zastanawia się? Zaraz, zaraz, chyba się ze mnie śmieje. Wprawdzie na razie śmieją się tylko oczy. O, i grymas na twarzy zaczyna to potwierdzać! Nagle słyszę w odpowiedzi:
- Chyba Stwór znad zalewu? - Tak, to ironia!
Musiałem wyglądać przezabawnie analizując usłyszane dopiero co słowa. I najmądrzejsze, co przyszło mi do głowy:
- No tak! To dlatego nie było o niej nic w internecie!


Teraz już znam tytuł. Książkę musiałem przeczytać ponownie, gdyż pierwszy raz zatarł już się w pamięci nie mniej niż ten nieszczęsny tytuł. Przeczytałem. I po raz kolejny się zachwyciłem. A oto i ona:



STWÓR ZNAD ZALEWU
Jouse D'arbaud


Wydawnictwo literackie
Kraków, 1965



Stwór znad zalewu to opowieść w stylu prowansalskich bardów. Jak utrzymuje autor, została spisana przez jednego ze skierdziów (ktoś w rodzaju bacy), który był człowiekiem nadto wykształconym jak na swój zawód. Przecież potrafił pisać! Człowiek ów postanowił uwiecznić pewną historię, która mu się przytrafiła, podczas długiego, samotnego wypasu bydła. Mianowicie o jego spotkaniu z przedziwną istotą. Demonem o koźlich nogach i diablich rogach o ludzkiej twarzy, jak sądził na początku - półbogiem, jak określiła siebie sama istota. 


Opowieść utrzymana jest w niezwykłym dla mnie stylu grozy, tajemniczości, mistyki. Po lekturze nasuwa się pytanie, czy możliwe, by bohater-bard w rzeczywistości spotkał w swym życiu prastarą mityczną istotę, czy może jego wizje były jedynie halucynacjami spowodowanymi przedłużającą się samotności i magią miejsca, w którym przyszło mu wieść swój żywot? Albo też chorobą? Jedno jest pewne książka nietuzinkowa i trzymająca w napięciu, które wzrasta wraz z każdą przeczytaną stroną.

Papierowy cytat






Czytanie dobrych książek jest niczym rozmowa z najwspanialszymi ludźmi minionych czasów.

Kartezjusz

piątek, 10 lutego 2012

A może Bizarro?


Co kryje się za tajemniczym pojęciem bizarro fiction? Otóż jest to, mało jeszcze u nas popularny, gatunek literacki rodem zza wielkiej wody. Bizarro to dziwaczna mieszanka horroru, grozy, pornografii oraz groteski. Bywa śmieszne, czasem straszne, nieraz wręcz niesmaczne. 

Źródło: Wydawnictwo Novae Res

A już pod koniec tego miesiąca pojawić się ma zbiór właśnie takowych opowiadań pt. Grobbing czyli nieludzkie stosunki międzyludzkie Krzysztofa T. Dąbrowskiego. Książki oczywiście nie czytałem, ale słyszałem kilka opowiadań w wykonaniu samego autora. Zdarzyło się wprawdzie, że tekst ów nie zachwycał, z drugiej jednak strony były też takie, które były doskonałe, a dzięki którym człowiek zwyczajnie nie potrafił zachować powagi. Ba, cała widownia zanosiła się dzikim beztroskim śmiechem jakby dotknięta jakimś urokiem. Choćby dla tych opowiadań warto zapoznać się z tą pozycją.

czwartek, 9 lutego 2012

Ostatni legion



Doskonała lektura... właśnie, dla kogo? 
Miłośnik historii z całą pewnością odnajdzie w niej jej ślady, choć książka nie jest pozycją historyczną. Osoba preferująca fantastykę nie powinna być zawiedziona, o ile nie jest fundamentalistycznym fanem twórczości tolkienowskiej lub też zagorzałym fanem RPG. Powieść przedstawia losy ostatniego cezara oraz ludzi, z którymi przyjdzie mu przebyć długą, niebezpieczną, ale wzbogacającą podróż - walkę o życie i godność z tajemniczą przepowiednią w tle. 

Czym jest zatem tytułowy "ostatni legion"? 
Z definicji niczym innym jak symbolem dawnej rzymskiej tradycji wojennej, pozostałością starej świetności. Wraz z kolejnymi przewracanymi stronicami zrozumiałem jednak, że pod tytułem skrywa się coś więcej. Dostrzegam w nim cień jakże cennych wartości ginących wraz z ekspansją barbarzyńców: bezgranicznego oddania ojczyźnie, choćby i już nie istniejącej w znanej nam formie; upatruję w nim szacunku, ufności i braterskiej miłości w stosunku do towarzyszy broni - przymiotów przywodzących mi na myśl te z Kompanii Braci Ambrose'a. Jak powiedział niegdyś ksiądz z U Pana Boga...: Czasy zawsze są inne, a jakby te same. Są rzeczy, które zawsze mają niezbywalną wartość, niezależnie od epoki i okoliczności. Valerio Massimo Manfredi zdaje się to rozumieć doskonale i za to cenię jego historię. Mnie ona wciągnęła bez reszty - Was? Mam cichą nadzieję, że także zdoła.

Papierowy cytat






Trudno o dziwniejszy produkt na świecie niż książki. Drukowane przez ludzi, którzy ich nie rozumieją; sprzedawane przez ludzi, którzy ich nie rozumieją; oprawiane, recenzowane i czytane przez ludzi, którzy ich nie rozumieją; a teraz nawet pisane przez ludzi, którzy ich nie rozumieją.

Georg Christoph Lichtenberg

środa, 8 lutego 2012

Spisek


Dzisiejszego dnia nieco poetycko.

Przeczytałem właśnie tomik poezji pt. Spisek Mateusza Wabika. Wprawdzie czytam niewiele i nie poczuwam się do dokładniejszego recenzowania poezji, myślę jednak, że warto w tym przypadku  wyrazić choćby własne zdanie, a nawet trzeba, bo książka, najprościej rzecz ujmując, jest dobra. 


Wiersze spisane są w sposób zadziwiająco przystępny dla przeciętnego czytelnika, który nie wiele ma wspólnego z tego typu literaturą, a jednocześnie stwarzają podwaliny pod głębsze przemyślenia. Słowem, albo raczej kilkoma - książkę, przy całej dbałości o formę, czyta się jak przyjemną prozę.




Mateusz Wabik (ur. 1975) mieszka w Krakowie i jest absolwentem filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Spisek jest już trzecim jego tomikiem, prócz tego publikował też w Kresach, Lampie, Pracowni, FA-arcie, ARTylerii, Ricie Baum, Studium, Akcencie oraz w prasie niemieckiej (Wir, Torso).  

poniedziałek, 6 lutego 2012

Papierowy cytat


Gdy się pomyśli, ile książek jest już na świecie i ile ich codziennie przybywa, to najprawdopodobniej Bóg przy następnym potopie posłuży się nie wodą, lecz papierem.

William Faulkner

Jesteś Bogiem


Cenię dobry, głęboki hip-hop za prostotę, łatwość przekazu i jednoczesne przemycanie licznych wartości. Choć wielu może się ze mną nie zgodzi, sądzę, że taka właśnie była Paktofonika. Jednocześnie posiadam wielki szacunek dla Magika, który był niezwykłym człowiekiem, pełnym ideałów i marzeń. 

Książka Macieja Pisuka wstrząsnęła mną do głębi. Codzienny świat, codzienne życie, codzienne problemy, tragiczny koniec... co może poruszyć bardziej niż prawdziwa historia młodego człowieka, który pomimo przeciwności losu pragnie zmienić na lepsze swoje pokolenie. Książkę "wciskam" każdemu, komu mogę i jak dotąd zawsze broni się sama.



niedziela, 5 lutego 2012

Czarny gość



Niech mówią, co chcą, ale tego czarnego gościa razem z beretem Stiopa w swoim gabinecie wczoraj z pewnością nie oglądał.
M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata


A ja oglądałem i to nie raz! 
Choć nie przeczytałem...


Już wyjaśniam, o co chodzi. Otóż od zawsze chyba w moim domu 
była książka Sandersa Charlesa Wesley pod tytułem Czarny Gość właśnie. Pozycja ta nie porywa rozmiarami, jest raczej niepozorna, no i dość stara.


Dziś sobie o niej przypomniałem, poszperałem w internecie i... wiele wiadomości nie znalazłem, tyle tylko, że jest to opowieść o pewnym rewolwerowcu, "tym dobrym" - jak zwykło się mawiać. No i na biblionetce uzyskała  ocenę 4,65/6 (oceniona przez dwunastu czytelników). Nie jest tak źle, może więc błędem było nie sięgnięcie po nią do tej pory? 

sobota, 4 lutego 2012

Krakowski Salon Poezji poświęcony Szymborskiej





Specjalne spotkanie Krakowskiego Salonu Poezji poświęcone poezji zmarłej w środę Wisławy Szymborskiej odbędzie się w niedzielę w Tetrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Poezję Noblistki będzie czytać aktorka Teatru Studio w Warszawie Irena Jun - podaje Polska Agencja Prasowa




Cóż... Tym, którzy potrzebują podarować poetce chwilę uwagi i oddać jej hołd "minutą" zadumy nad jej twórczością, taka informacja może okazać się cenna.

Wiedźmin powróci




Lubicie "Wiedźmina"? Przyznam się, że ja, mimo mojego początkowego zamiłowania do fantastyki, jakoś nigdy się nim przesadnie nie fascynowałem. Wiem jednak, że istnieje wielu, którzy myślą zupełnie inaczej. Dla których opowieść o Geralcie z Rivii jest prawdziwym majstersztykiem. Ukłonem w stronę tych właśnie ludzi zdaje się być niedawny wywiad Andrzeja Sapkowskiego w Radio Gdańsk, w którym z jego ust padają słowa: Wiedźmin wróci. Co więcej, myślę, że niedługo: tak do roku, dwóch. Co mówi zresztą z pełnym przekonaniem. Komentarz jest, jak sądzę, zbędny. Po prostu, miłej soboty!

piątek, 3 lutego 2012

Wspomnienie zapomnianego



Zastanawialiście się kiedyś nad tym co tracimy z upływem czasu? Nie, nie my jako jednostki lecz jako naród czy idąc dalej - ludzkość. Mam na myśli rękodzieło, zwyczajne prace rzemieślnicze, które niegdyś zapewniały naszym dziadkom godziwe życie. Dla mnie zapomniane już dziś profesje są niezwykle cennym elementem naszej kultury i nie mniej fascynującym. Sam nawet opanowałem kilka takich umiejętności jak plecenie z wikliny, skręcanie lin, produkcja prostych narzędzi z drewna czy koszenie tradycyjną kosą.


Podążając śladem tych rozmyślań chciałbym zwrócić waszą uwagę na niniejszą pozycję:



Ostatni Mahikanie. 

Przewodnik po miejscach niezwykłych 



Gregory Michenaud





W książce zawarte opisy dwunastu ludzi żyjących w Krakowie i do dziś wykonujących zapomniane zawody. Kto dziś korzysta z usług rymarza, bednarza czy lutnika? Ilu z nas w ogóle potrafi określić czym się zajmują? Podejrzewam, że niewielu. A ci ludzie nadal jeszcze żyją wśród nas robiąc to, czym zarabiali na chleb przez całe swe życie. Pozostali wierni samym sobie, mimo że świat zepchnął ich na margines. 
"Ostatni Mohikanie" nie jest pozycją wysokich lotów jeżeli oceniać ją pod względem literackości - sądzę jednak, że o jej wartości stanowi autentyczność i forma w jakiej tytułowi Mohikanie zostali ukazani: melancholijna, prosta, mimo to dość przyjazna, tak jak i jej bohaterowie. 
Książka liczy sobie sto czterdzieści stron. Każdej osobie poświęcone jest dziesięć stron, z czego strona tekstu, strona tłumaczenia w języku angielskim, strona tłumaczenia w języku francuskim, a reszta to fotografie. Można więc stwierdzić, że mamy tu do czynienia z albumem - ja bym jej tak jednak nie nazwał. 
Polecam tym, których choć trochę interesuje temat podjęty przez autora, reszcie niekoniecznie.

źródło okładki: Wydawnictwo LOKATOR

czwartek, 2 lutego 2012

Orchidea kiełkuje, pomóż jej


Papierowa Orchidea to miejsce na przemyślenia. Nie może tu zabraknąć tego co najważniejsze w naszym życiu, czyli orchidei (piękna, inspiracji światem) oraz papieru (w jego najszlachetniejszej zadrukowanej formie). Piszemy, gdy mamy coś do napisania. O naszych spostrzeżeniach, obserwacjach, nowo poznanych historiach. Dzielimy się radościami dnia powszedniego, a czasem zwyczajnym przygnębieniem, Zawsze jednak pielęgnując w pamięci przeczytane stronice.



Chciałbyś powiedzieć nam o jakieś książce, która tobą wstrząsnęła do głębi, albo też niewarta była twojej uwagi? Może chciałbyś podyskutować o jakimś dziele, albo też podzielić się jakąś wolną myślą lub też przesłać ciekawy artykuł? Pisz na papierowaorchidea@gmail.com, papier naszej orchidei przyjmie wszystko, a to co uznamy za warte uwagi wykorzystamy w kolejnych postach.