środa, 16 maja 2012

PAPIEROWA ORCHIDEA Pitera Murphy



P A P I E R O W E   O R C H I D E E



Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 

Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!




Papierowa Orchidea Pitera Murphy



O swojej „żegludze po oceanie milionów słów, miliardów liter” opowiada Piter Murphy, który zadebiutował stosunkowo niedawno powieścią opatrzoną tytułem „Trzy…”, znany także ze swych wywiadów z autorami i licznych recenzji. Piter, zatem Orchidea…

Orchidea jest kwiatem wyjątkowym, pełnym dostojeństwa i nie można jej z niczym innym porównywać. Ja miałem to szczęście w nieszczęściu że nauczyłem się bardzo szybko czytać. A zawdzięczam to częstym chorobom płuc w dzieciństwie i swojemu uporowi. Praktycznie chorowałem jakieś pięć miesięcy w roku. Był to trudny czas dla mnie i dla mojej rodziny. W czarno białej telewizji były dostępne dwa kanały, więc szukałem alternatywy na te długie dni i wieczory.  Moja przygoda z książkami zaczęła się już w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Nauczyłem się czytać dużo szybciej, niż rówieśnicy. Jedną z pierwszych książek które przeczytałem był „Robinson Cruzoe” Daniela Defoe. To właśnie tę książkę uważam za swoją orchideę.  Do dzisiaj pamiętam moje spotkanie ze szkolną bibliotekarką, która z uporem twierdziła, iż to zbyt „ciężka” lektura jak na mój wiek. Byłem przekonany, że nie miała na myśli ciężaru. Ja również byłem uparty. W końcu ustąpiła. Ta książka po prostu mnie do siebie przyciągała i chciałem ją przeczytać. Nie bez powodu.  Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy przewracałem kolejne strony, spotykając się ze zdziwieniem najbliższych, którzy książki omijali szerokim łukiem.

Książka zaspokoiła w dużym stopniu moją ciekawość i chęć zobaczenia czegoś, co jest dalej poza wsią, w której się wychowywałem. Dała również duży apetyt na więcej, co trwa do dzisiaj. Właśnie w tamtym czasie odkryłem (jako parolatek), że dzięki książkom mogę podróżować w czasie i przestrzeni. I tak dzieje się do dzisiaj. „Robinson Cruzoe” zajmuje wyjątkowe miejsce w mojej obszernej bibliotece, a ja sam chętnie do niego wracam. Oczywiście w życiu przeczytałem wiele książek, które na mnie oddziaływały, ale z pewnością dzięki Danielowi Defoe rozpocząłem żeglowanie po oceanie milionów słów, miliardów liter. Samo czytanie jest dla mnie czymś naturalnym, co mogę porównać do oddychania. A dzisiaj w mojej bibliotece również jest na najwyższej półce ta pozycja, w innym wydaniu, która przypomina mi dzieciństwo i zapachy z nim związane. Nie sposób nie wspomnieć o magii, jaka się tworzy kiedy dziecko wchodzi w nieznane obszary. Naprawdę warto wracać do wspomnień i często podlewać swoją orchideę.


Tym sposobem poznaliśmy kolejną PAPIEROWĄ ORCHIDEĘ. Przyznam, że mnie także urzekła niegdyś powieść Defoe. Wprawdzie nie wiem jak odebrał bym dziś tę historię, jednak dla młodego człowieka, o ile zechce się w niej zagłębić, jest naprawdę fascynującym przeżyciem. Dziękuję serdecznie za opinię!

niedziela, 13 maja 2012

PAPIEROWA ORCHIDEA Małgorzaty Kalicińskiej


P A P I E R O W E   O R C H I D E E



Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 

Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!





Papierowa Orchidea Małgorzaty Kalicińskiej

fot. Magda Wiśniewska Krasińska

Małgorzata Kalicińska, osoba której, jak sądzę, nie muszę nikomu przedstawiać – najbardziej znana czytelnikom z kultowej serii „Nad rozlewiskiem”, obecnie oczekująca na premierę swej najnowszej powieści „Lilka”. Pani Małgorzata długo rozmyśla nad wyborem tej jedynej Papierowej Orchidei, w końcu jednak przywołuje w pamięci tytuł, a całą książkę streszcza krótko, ale jakże treściwie, jako: „Rzecz o ojcu”.

 

Która z książek  przeczytanych jest tą, o której warto napisać, że byłą ważna, że się zafiksowała w głowie? Dlaczego?
Za każdym razem inna.
Kiedy byłam małym dzieckiem każda nowo odkryta, przeczytana była tą fajną, nową, ale tylko te do których się wracało miały na drugie – „ulubiona”.
Może to jest ten klucz?
Jak dorosłam, niejednokrotnie wracałam do „Ziela na Kraterze” Melchiora Wańkowicza. To po pierwsze piękna opowieść rodzinna, autobiograficzna, po drugie portret niezwykłego człowieka wraz z całym jego otoczeniem, po drugie portret jego rodziny i istniejących tam praw, temperatury, miłości, i szacunku. Po trzecie znakomity język literacki, po czwarte i to sprawdziłam później, można ją czytać co kilka lat i wyłapywać co raz to inne rodzynki.
To też opowieść o tym, jak ważny jest ojciec w życiu panien, jak ściśle jednak ówcześnie zdecydowanie rozdzielnie nakreślone role rodzicielskie spełniły swoją świetną rolę wychowawczą. Czyta się to z radością, ciekawością, łzami, śmiechem… może nawet lekką zazdrością, choć ja akurat miałam to szczęście że i mój tatko był wspaniały, a moje dzieciństwo ciekawe i rozbiegane. Do dzisiaj wiem ile dał mi mój tatko, jaką bazę, ile miłości i wiedzy, żartu i czułości.

„Ziele na kraterze” – ja bym napisała: Rzecz o ojcu.     


Dodatkowo, specjalnie z myślą o swoich czytelnikach, Małgorzata Kalicińska opowiada o swej najnowszej powieści. Poznajcie "Lilkę".

Marianna właśnie tarła ziemniaki na placki, gdy Mirek jej powiedział, że odchodzi...
W naszym życiu takie sprawy wydarzają się zwyczajnie, nie filmowo, także problem siostry wyskakuje jak przysłowiowy Filip.
Marianna (bohaterka Lilki) to kobieta dojrzała, z pewnym już doświadczeniem. 50+ to czas przełomu, swoisty rubikon – dzieci wyfruwają z gniazda, rodzice nas opuszczają, półka z przyjaciółmi i ciotkami, wujami – pustoszeje. Taki czas.
Warkocz uczuciowy Lilki i Marianny plecie się z innymi warkoczami z życia bohaterki. I mimo wyfrunięcia syna zagranicę, mimo odejścia męża, pozostaje jej jeszcze tyle miłości, przyjaźni – wujo, tatko, Włodek – stary kumpel, znienacka też Lilka, przyrodnia siostra i jej sprawy.
Marianna ma koło siebie dwóch starych tetryków, właściwie trzech gdyby policzyć też i Kobylińskiego. To dla niej potężny mur, oparcie. Stara gwardia kochających ją mężczyzn – ojca, wuja i przyjaciela domu, pracownika ojcowego, Kobylińskiego, który właściwie jak Felicjan Dulski wiele w tej powieści nie mówi. A też Włodka, zrzędy i złośliwca, znakomitego dziennikarza.
Najważniejsza jednak w życiu bohaterki okazuje się nielubiana przyrodnia siostra.



fot. Magda Wiśniewska Krasińska


Mamy więc pierwszą PAPIEROWĄ ORCHIDEĘ. Zostaje nią "Ziele na kraterze" Melchiora Wańkowicza. Dziękuję serdecznie Pani Małgorzacie i życzę, by "Lilka" także zamieszkała, być może już wkrótce, w czyimś sercu.


sobota, 12 maja 2012

Papierowe Orchidee - już jutro!


Zdecydowałem. Już jutro stworzę nową stronę na blogu i poznamy pierwszą Papierową Orchideę. Dziś natomiast uchylam rąbka tajemnicy i przedstawiam wam swoją ideę, kryjącą się pod wdzięczną nazwą:

P A P I E R O W E   O R C H I D E E


Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 

Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!


PAPIEROWE ORCHIDEE - zapowiedź



Z przyjemnością informuję, że już wkrótce na blogu pojawi się nowa strona, na której znani nam ludzie (lub czasem nieznani, a moim zdaniem na to zasługujący) z kręgów literatury, polecą nam swoje PAPIEROWE ORCHIDEE. Cóż to takiego, spytacie? Trochę cierpliwości, a wszystko się wyjaśni:)

czwartek, 10 maja 2012

Książka artystyczna - cóż to za twór?



Polska książka artystyczna przełomu XX i XXI wieku. Wystawa, Białystok
Fot. Wojciech Łajewski/materiały organizatora

Uniwersytet w Białymstoku udostępnia od dziś (i jedynie do jutra;/) ekspozycję pt. Polska książka artystyczna przełomu XX i XXI wieku. Niestety nie będę miał okazji. Widział ktoś już taką ekspozycję? Została przygotowana przez Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi - nawet nie wiedziałem,ze takowe istnieje. Swoją drogą czy każda, albo prawie każda, książka nie jest artystyczna? Podążając tym śladem - może obraz stałby się artystyczny dopiero, gdy go zinterpretować literacko? Spotkałem się także w pewnej notatce prasowej o w/w wydarzeniu z opinią, że to są książki z duszą. Znam wiele oprawnych w zwykłą szarą okładkę, o których z czystym sercem mógłbym powiedzieć to samo.  Czy więc te są wyjątkowe jako książki? Nie wiem, na pewno są inspirujące jako sztuka sama w sobie.

A tutaj znajdziecie kilka przykładów książek artystycznych

środa, 9 maja 2012

Bez ramiączka. John Sargent i upadek Madame X - Deborah Davis


Francja - jakiż to dziwny, niezwykły i niepojęty kraj! Jakże ciężko zrozumieć ten, zupełnie obcy świat, który rządzi się własnymi prawami i własnym systemem moralnym!




Bez ramiączka. John Sargent i upadek Madame X - Deborah Davis


Wiecie... zadziwiają mnie ostatnimi czasy książki, po które sięgam. W zasadzie to zadziwia fakt, że mogłem wcześniej uznawać je za niewarte uwagi, bo oto kolejna z półki "niegodnych" zyskuje moje uznanie. Bez ramiączka to fascynująca opowieść łącząca w sobie biografie dwóch niezwykłych postaci: Amelie Gautreau, kobiety wpisującej się swym nietuzinkowym wyglądem w kanon idealnego piękna XIX-wiecznych paryskich salonów oraz Johna Sargenta, błyskotliwego artysty o amerykańskich korzeniach walczącego z uporem o należne mu miejsce pośród wziętych malarzy. Są to bez wątpienia historie dwóch skrajnych osobowości, ludzi nietuzinkowych i kontrowersyjnych na swój indywidualny sposób, walczących o prestiż w bezlitosnej dżungli paryskich elit, gdzie jeden błąd może zruinować wszystko, co budowało się długimi latami - honor, szacunek, poważanie, rozgłos... Deborah Davis znakomicie przedstawia obie sylwetki, posiłkując się w swej analizie bogatą bibliografią. Nie snuje kolejnej monotonnej "opowieści przy ognisku" o dawnych czasach, a zręcznie przedstawia nam bohaterów takich jakimi byli, z wszystkimi ich słabostkami i ułomnościami. Zawsze jednak uzasadnia i popiera faktami swe prywatne osądy, przez co ukazuje swój szacunek do własnej pracy i postaci, które uwiecznia.


Książka Davis, to nie tylko sprawozdanie z przeszłości, ale też atlas architektoniczny Paryża XIX wieku, poradnik makijażu, katalog sztuki oraz wierny szkic psychologiczny francuskiej bohemy i inteligencji w jednym. Za sprawą dużej dbałości o szczegóły czytana treść zyskuje nowy wymiar - praktyczny, bo ukazuje od warsztatu to, co zazwyczaj pokazywane jest tylko powierzchownie. Autorka nie zwraca uwagi jedynie na efekt wizualny panujących w modzie trendów, a wyjaśnia sposoby  służące uzyskaniu tego efektu. Nie mówi nam na przykład, że ówczesne damy szczególnie upodobały sobie biały makijaż, ale tłumaczy, iż najlepszy, najbardziej wówczas pożądany efekt uzyskiwano nakładając na twarz emalię w kolorze macicy kostnej, co miało też swoje wady, gdyż emalia łatwo pękała pokrywając twarz siatką sztucznych zmarszczek. To się nazywa konkret, nieprawdaż! Podobnie sprawa wygląda z interpretacją sztuki, a szczególnie wiele miejsca poświęconego jest losom tytułowego portretu Madame X (czyli Amelie Gautreau) począwszy od motywacji jego stworzenia, poprzez historię powstania działa i skandal, który wybuchł po jego wystawieniu w Salonie, na uznaniu go za arcydzieło sztuki kończąc.

Nasuwa się zatem pytanie: czy po lekturze Bez ramiączka przekonałem się choć odrobinę do miasta świateł, czy choć trochę odkryło przede mną swych tajemnic? Owszem odkryło, choć te akurat nie zmieniają mojej mało pochlebnej opinii o Paryżu oraz w ogóle francuskiej mentalności. Zbyt dużo w niej ostentacyjnej awangardy i wyniszczającej próżności - zbyt mało mnie. Książkę jednak oceniam pozytywnie.

wtorek, 8 maja 2012

Uwaga! Konkurs!



Praca w domu to koszmar, gdy tuż nad głową ma się półkę z książkami oczekującymi na przeczytanie. Koncentracja straszliwie na tym traci, a człowiek czuje się rozdarty... e tam, rozdarty - rozszarpywany żywcem przez obowiązek i pasję, a serce broczy cierpkim żalem, zamieniając nas w podirytowane, spragnione ofiary upiory.


Fotografia z oficjalnej strony konkursu


Serum na ten stan może okazać się możliwość przelania na papier, choć w tym przypadku jedynie symboliczny, swojej goryczy. Zaintrygowanych tym moim bełkotem zapraszam do Strzyżewa - wioski przeklętych. Tamtejsi mieszkańcy chętnie wysłuchają waszych opowieści, o ile tylko zdążycie je opowiedzieć przed godziną duchów;)

środa, 2 maja 2012

Papierowy cytat




Kobieta, która ma mężczyźnie do zaoferowania jedynie zewnętrzny wygląd, jest jak książka składająca się z ładnej okładki i niezapisanych kartek. 
Mikołaj Kozakiewicz