środa, 14 maja 2014

Jędrzej Feranos Bargłowski


Papierowa Orchidea 
Jędrzeja Feranosa Bargłowskiego


Witaj, Jędrzeju! Niedawno miał miejsce twój debiut, ujawniłeś się publiczności za sprawą opowiadania wydanego w antologii "Toystories". Jak doszło do tego, że mogliśmy cię poznać jako autora? Ile i z jakim przeznaczeniem pisałeś wcześniej, może masz już jakieś sukcesy na koncie?

To prawda "Toystories" było moim debiutem na papierze. Jak do tego doszło? Dostałem informację od znajomego, że Ex Fabula organizuje konkurs na opowiadania o zabawkach, więc napisałem i wysłałem. Ale dopiero po trzykrotnej korekcie. Mimo to bardzo się stresowałem i do samego końca nie mogłem uwierzyć w akceptację mojego tekstu.

Moja wcześniejsza twórczość? Jestem głównie selfpublisherem i publikuję swoje opowiadania na własnym blogu. Ukazują się one również w czasopiśmie internetowym Debiutext. Staram się pisać inteligentne fantasy często pokazujące ludzkie problemy spotęgowane przez magię i inne tego typu rzeczy. Z tym wiążę swoją przyszłość pisarską. Aktualnie kończę drugą sagę. Planuję ich sześć, a po nich zabiorę się wreszcie za książki - mam już w głowie siedmioksiąg czekający na spisanie oraz kilka dodatkowych historii. Od niedawna zaczynam pisać również opowiadania o innej tematyce. Mam nadzieję, że niedługo się one ukażą.

Sześć ksiąg sag, później siedmioksiąg, to bardzo duże plany na przyszłość. I do tego jeszcze dodatkowe opowiadania. Jak to robisz, że nie gubisz się w tych pomysłach? Masz je szczegółowo rozpisane na papierze, posegregowane w plikach czy może wszystko zachowujesz jedynie w swej pamięci?


Szczerze mówiąc boję się, że to mnie kiedyś zgubi, ale wszystko pamiętam. Dodatkowo wszystko się ze sobą wiąże i przez to tworzy logiczną, spójną całość. To trochę jak przypominanie sobie wierszyka z dzieciństwa na podstawie rymów. Na razie pamięć mnie nie zawodzi. Jest jednak jeden wyjątek. Zapisuję jedynie to co mi się przyśni. Miałem kiedyś sen, którego fabułę utrwaliem i z całą pewnością kiedyś zrobię z tego opowiadanie.

Często miewasz takie sny? W zasadzie prorocze, skoro ukazują to co później zamieniasz w tekst.

Rzadko, ale przychodzą często falami, przykładowo kilka miesięcy nic i nagle przez tydzień mam po trzy sny. Większość jest interesujących i czasem mogę je pamiętać całymi dniami czy nawet miesiącami, a czasami zapominam od razu po przebudzeniu. Te dni często trochę w hołdzie mistrzowi nazywam "dniami aktywności Cthulhu". Jedną z rzeczy, które mi się przyśniły była istota obecna w "Trupie Nuriego II" nazwana później faerqi, na podstawie mojego opisu powstała grafika. Może nie to mi się do końca przyśniło, ale oddaje mniej więcej duszę tego co chciałem zawrzeć.

Miałem cię zapytać o pisarzy, na których się wzorujesz, których bierzesz za wzorzec szkoląc własny warsztat. Tymczasem sam wspominasz Lovecrafta. Nazywanie go mistrzem chyba nie jest przypadkowe? Czego nauczył cię ten autor i z jakich innych twórców czerpiesz natchnienie?

Zacznę od końca. Co do innych wielkich pisarzy, którzy mnie inspirują – zdecydowanie idę po mainstreamie, ponieważ to oczywiście Tolkien, Sapkowski i Pratchett. Jeśli pytasz o Lovecrafta to odpowiem, że dały bardzo wiele. Przede wszystkim otworzyły mnie na wszystko co jest dookoła. Zacząłem inaczej patrzeć na świat, dostrzegać małe, magiczne rzeczy w tych zwykłych. Na dodatek cały jego panteon bóstw był tak... nowy. Tyle tkwiło w nich tajemniczości, zła i chaosu. Bardzo mi to zaimponowało, ponieważ nigdy nie czytałem niczego podobnego. Zaskakujące dla mnie były także miejsca akcji. 


Wychowałem się na "Władcy Pierścieni" i "Silmarillionie", fantastyka z mojej głowy zawsze działa się gdzieś indziej, poza naszym światem. Lovecraft był natomiast swoistym powrotem do czasów "pretolkienowskich", kiedy tajemnicze i magiczne były takie miejsca jak biegun czy ocean. Zrozumiałem wiele czytając opisy potworów, które po wyobrażeniu wydawały się śmieszne i żałosne, jednak scharakteryzowane były w sposób autentycznie przerażający. Niesamowicie rozwinęły mnie nowe barwy i kształty, które rzeczywiście próbowałem sobie wyobrazić – wtedy zaczęła się moja miłość do fioletu, który teraz pokrywa moje logo. 

Fascynujące były również same historie. Szczególne wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie "Wyrzutek", opisujące przeżycia osoby zamkniętej w starym zamku otoczonym nieprzeniknionymi lasami. Postać jest bardzo samotna, pragnie czyjegoś ciepła i towarzystwa. Kiedy wreszcie udaje jej się wydostać, ludzie od niej uciekają. Jest dla nich potworem. Między innymi to opowiadanie sprowokowało u mnie zmianę podejścia do wszystkiego i chęć tworzenia fabuł nieprzewidywalnych, nowych i odległych od standardów. Dlatego sam w swojej twórczości staram się przedstawiać każdego w dobrym świetle, nawet jeśli jest on po prostu bezdusznym mordercą. W moim własnym jak i w prawdziwym świecie nie ma ludzi złych, są tylko złe czyny, a każdy masowy morderca czy ludobójca zabijał dla tzw. "wyższego dobra", w które sam wierzył.


Zakładanie z góry dobrych intencji jest trochę ryzykowne, nie sądzisz? Choć z drugiej strony poszukiwanie w każdym działaniu wyższego dobra może wnieść wiele do wiarygodności kreowanych bohaterów.

Co do wyższego dobra, chodzi mi bardziej o fakt, że każdy zły człowiek jest pewien, że to on jest pozytywną postacią i to właśnie chcę pokazać.

Rozumiem. Głównym celem naszej rozmowy jest jednak odnalezienie Twojej Papierowej Orchidei, czyli najlepszej książki, jaką udało Ci się dotąd przeczytać. Czy sądzisz, że takim utworem może być właśnie "Wyrzutek"?

Najlepsza książka… to bardzo szeroki zakres oceny. W moim odczuciu wysoko plasuje się trylogia "Codex Deepgate" Alana Campbella. Jednak ciężko jest pominąć zarówno "Sagę o Wiedźminie" jak i "Trylogię Husycką" Sapkowskiego, które bardzo mi pomogły zweryfikować postrzeganie ludzi i tego jacy są na prawdę. Z kolei Lovecraftowy "Wyrzutek" czy np. "W górach szaleństwa" to bardzo eteryczne, mroczne i nowatorskie opowiadania, które mogą rozwijać nasze spojrzenie na świat.

Więc jednak nie "Wyrzutek" ale "Codex Deepgate"? Z jakiego powodu?

Właśnie tu tkwi problem, bez większych powodów. Fabuła była zaskakująca, postaci niebanalne, a świat logiczny i prosty, ale bez większych udziwnień, typu wszechobecna magia i milion ras. Po prostu bardzo mi się spodobała.

Może chodzi o wiarygodność, o to że jako czytelnik byłeś w stanie utożsamić się z bohaterami. Ich świat był ci bliższy?

Możliwe. Sam jako początkujący pisarz starałem się odnaleźć jakiś uniwersalny sposób na to żeby jeszcze bardziej znieść barierę dzielącą czytelnika i bohatera. Każdy autor zna swoje własne sztuczki, ja się swoich dopiero uczę. Niektórzy są w tym lepsi, inni gorsi. Ja, szczerze mówiąc, nie wiem, którym jestem, ale wiem którym będę.

I tego się trzymaj, Jędrzeju. Z takim nastawieniem nie może być inaczej. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

PAPIEROWA ORCHIDEA Agnieszki Lingas-Łoniewskiej

P A P I E R O W E   O R C H I D E E




Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 



Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!


Papierowa Orchidea Agnieszki Lingas-Łoniewskiej


Jestem marzycielką wierzącą w to, że warto realizować własne pasje i nie dawać się przeciwnościom losu – opisuje siebie Agnieszka Lingas-Łoniewska, autorka m.in. bardzo dobrze odebranej przez czytelników trylogii „Zakręty losu” oraz najnowszej serii pt. „Łatwopalni”

Agnieszko, mogę cię prosić, abyś przedstawiła się nam nieco dokładniej?

Oczywiście, że tak. Mieszkam we Wrocławiu, jestem mężatką, mam dwoje dzieci, trzy koty i psa. Ukończyłam filologię polską, a także studia podyplomowe w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Uwielbiam muzykę, stanowi moją wieczną inspirację. Wciąż jeszcze wspominam emocje towarzyszące mi podczas niedawnego koncertu mojego ulubionego zespołu Within Temptation. Piszę od wielu lat, natomiast mój debiut powieściowy przypada na styczeń 2010 roku. W tej chwili już nie pracuję na etacie, zajmuję się tylko tym, co od lat stanowiło mój cel, czyli pisaniem. Jest to moja pasja, praca, przyjemność. Trzy razy Pe.  Niech tak będzie, użyję jako hasła na stronę internetową.

Wspomniałaś o koncercie. Pamiętam, że kiedyś zainteresowała mnie playlista w jednej z Twoich książek. Ostatnio nawet czytając o wampirach, podczas gdy w tle rozbrzmiewała Apocalyptica przyszło mi na myśl, że to niesamowite uczucie, gdy otoczenie jest spójne z czytaną treścią. A wcale nie jestem wielkim melomanem. Zdradź nam jak muzyka oddziałuje na Twoją twórczość? W jaki sposób dźwięk przekłada się na fikcję literacką. Może na podstawie przykładów?

Bardzo często czytelnicy na spotkaniach autorskich mówią, że czytają moje powieści słuchając muzyki, którą prezentuję w playlistach. I że wówczas często lepiej rozumieją to, co chciałam przekazać, mocniej odczuwają, przeżywają. Ta muzyka nie jest przypadkowa, zawsze dobieram piosenki do konkretnych scen czy elementów fabuły. Sama w ten sposób się nastrajam, buduję sobie w głowie kolejną scenę, układam dialogi. 

Czasami bywa tak, że jakiś kawałek tak mnie zainspiruje, że nagle losy bohaterów ulegają transformacji i następuje zwrot akcji, którego wcześniej nie planowałam. Gdy pisałam trylogię „Zakręty losu”, potrzebowałam wielu "ostrych" kawałków, zwłaszcza w III tomie, gdzie przedstawiam historię Lukasa. Wówczas nie opuszczała mnie muzyka Serjego Tankiana, Apocalyptiki właśnie, Three Days Grace, Metalliki, Papa Roach, Skillet i wielu innych. Gdy pisałam romans „Zakład o miłość”, muzyka także idealnie współgrała z fabułą. To jest moja wielka inspiracja i wymyśliłam sposób, aby dzielić się nią z czytelnikami. Oprócz tego, że w książkach jest spis tych właśnie piosenek, na moim kanale na youtube można posłuchać skompletowanych playlist do książek.

A czy działa to także w drugą stronę? Bywa, że czytając książkę nagle pojawia Ci się w głowie muzyka, jakiś konkretny utwór skojarzony z rozgrywającą się akcją?

Notorycznie mi się to zdarza  Czasami jest też tak, że mam tak zwaną "zawieszkę". Niby wiem co dalej, ale jakoś nie mogę pisać. I wówczas często zdarza się tak, że usłyszę jakiś kawałek, który mnie natchnie do dalszego pisania, albo sprawi, że pojawi się w niej coś wcześniej nie planowanego.

Pamiętasz jaka muzyka towarzyszyła Ci podczas lektury ulubionej książki? No i oczywiście co to była książka?

Ulubionych książek mam mnóstwo, jedną z nich jest na pewno "Wielki marsz" Kinga, nie pamiętam czego słuchałam, gdy po nią ostatnio sięgnęłam (po raz wtóry), ale często czytam przy muzyce Zimmera, zwłaszcza ze ścieżki dźwiękowej do "Gladiatora". Tak samo lubię słuchać Trevora Morrisa.

Skoro jednak wymieniłaś "Wielki marsz" to chyba możemy uznać tę powieść za Twoją Papierową Orchideę. Co wyjątkowego odnalazłaś w tej książce?

To jedna z pierwszych książek Kinga, którą przeczytałam i zaraziła mnie miłością do jego twórczości. W tej powieści ujęła mnie dwoistość natury ludzkiej, zachowanie ludzi w momencie stawania twarzą twarz ze śmiercią, nawiązywanie przyjaźni, które z góry skazane są na zagładę. Często wyobrażałam sobie, jakbym sama zachowała się w takiej sytuacji, kiedy musiałabym zrobić wszystko, aby przeżyć. Czy zapomniałabym o człowieczeństwie? O innych ludziach? W sumie fabuła nie obfituje w żadne fajerwerki, a jednak powolne wchodzenie w umysły bohaterów, w miarę jak posuwają się bliżej zwycięstwa i tym samym przeżycia, sprawia, że za każdym razem czuję dreszcze czytając tę historię. Tak, ta książka z pewnością może zostać moją Papierową Orchideą. Jest naprawdę warta przeczytania.

Komu szczególnie poleciłabyś tę książkę?

Na pewno czytelnikom, dla których w fabule liczy się nie tylko wartka akcja, ale także ciekawa konstrukcja bohaterów, zmiany, jakie w nich zachodzą wskutek okoliczności, w których się znajdują i trudne wybory, jakie musieli podejmować.

Sądzę że wielu czytelników Papierowej Orchidei także ceni takie lektury. Dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.

poniedziałek, 31 marca 2014

PAPIEROWA ORCHIDEA Agnieszki Pileckiej

P A P I E R O W E   O R C H I D E E




Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 



Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!


Papierowa Orchidea Agnieszki Pileckiej



Dzisiejsza Papierowa Orchidea będzie nieco inna niż wszystkie, ponieważ będzie to Orchidea czytelnicza, nagrodzona w konkursie towarzyszącym rozmowie z Gregiem Gajkiem. Autorką opinii jest Agnieszka Pilecka, felietonistka magazynu historyczno-społeczno-kulturalnego Karaimów, recenzentka literacka m.in. portalu Wywrota.pl i portalu Niedobre Literki. Agnieszka aktywnie uczestniczy w konkursach literackich, zresztą nie bez sukcesów, bo dzięki temu była publikowana m.in. w Grabarzu Polskim czy wspomnianej już Wywrocie. Aktualnie można ją przeczytać w pierwszym numerze Magazynu Histeria… no i poniżej:)


Serdecznie zapraszam do lektury!

Uwielbiam książki. Przede wszystkim czytać, ale także: wąchać, głaskać, oglądać i posiadać. Już od najmłodszych lat, były one dla mnie czymś więcej niż zlepkiem kartek. Były ze mną od początku życia i zostaną w nim do samego końca. 

To dzięki rodzicom książki stały się dla mnie tak istotne. Mama zaraziła mnie pasją czytania do tego stopnia, że już jako dziecko większość pieniędzy jakie udało mi się odłożyć, wydawałam na „coś do czytania”. Znajomi rodziców obserwowali mnie ze zdziwieniem, ale i z politowaniem. Stukali się w głowę, widząc, że w prezencie urodzinowym dostaję kolejną lekturę. Chyba myśleli, że dla dziecka to kara. Może dla innego tak. Ale dla mnie książka zawsze była i zawsze będzie najlepszym prezentem jaki można otrzymać lub podarować. 

Mogłoby się wydawać, że w związku z tym wybranie papierowej orchidei będzie dla mnie problematyczne. Można by przypuszczać, że wybranie tylko jednej książki będzie sprawiało mi trudność. Nic bardziej mylnego. „Małego Księcia” dostałam na ósme urodziny od koleżanki z podstawówki. Jak nie trudno się domyślić, pochłonęłam go niemal od razu. Ciekawił mnie, fascynował. Choć wtedy może nie do końca go rozumiałam, nie w pełni go pojęłam. Później, również w podstawówce, „musiałam” go przeczytać, gdyż był lekturą szkolną. Mimo iż powoli zaczynałam już buntować się na języku polskim i zaprzestałam czytanie jakichkolwiek lektur obowiązkowych, przeczytałam go. Zrobiłam to tylko dlatego, że za pierwszym razem mi się spodobał. Kolejne było gimnazjum. Wystawialiśmy przedstawienie nawiązujące do „Małego Księcia”. Momentalnie przypomniało mi się o książce, łyknęłam ją po raz kolejny. 

Liceum, konkurs recytatorski. Przede mną zadanie, albo raczej dwa: wiersz + kawałek prozy. Gra Wojskiego na rogu z Pana Tadeusza w akompaniamencie rozmowy z pijakiem opisanej przez cudownego autora jakim jest Antoine de Saint-Exupéry. Może dość nietypowe połączenie, jednakże takie właśnie wybrałam, gdyż sprawiało mi przyjemność. Od razu wiedziałam, że fragment jaki wybiorę będzie pochodzić z tej konkretnej książeczki. Nie wiedziałam tylko jaki to będzie. Dlatego też musiałam przeczytać ją całą, po raz kolejny, aby wybrać coś odpowiedniego. Rozmowa z pijakiem zwyciężyła.

Studia. Nie jestem pewna czy nie użyłam jakiegoś fragmentu książki w pracy dyplomowej. Albo zamierzałam go użyć, ale tego nie zrobiłam, gdyż na resocjalizacji mogłoby to wyglądać „nie poważnie”. Bo właśnie tak niektórzy myślą o tej książce. Kojarzy im się z czymś głupim, dziecinnym. Myślą, że to cieniutka lektura dla dzieci. Nie jest to lektura dla dzieci. Nie jest to także lektura dla dorosłych. Otóż „Mały Książę” jest książką dla każdego. W każdym wieku. Na każdym etapie życia. W każdej chwili. I to czyni ją piękną. Za każdym razem gdy ją czytam, dostrzegam coś innego, coś nowego. Dopatruje się rzeczy, na które nie zwróciłam uwagi poprzednim razem. W moim życiu dochodzą nowe doświadczenia, zmierzam na inne etapy, poznaję nowe rzeczy. Czytając patrzę przez pryzmat tych doświadczeń. Doświadczeń, których nie było poprzednio. Dlatego też nie dostrzegałam wielu rzeczy zawartych w tekście. W zasadzie można by powiedzieć, że tak jest z każdą książką. Tak jest też z każdym filmem. Jednakże to jedyna do której mnie tak ciągnie. Jedyna do której tyle razy wracam, za każdym razem z jeszcze większą ciekawością i entuzjazmem niż to było wcześniej. 

Nie przepadam za kwiatami. Ale to jest właśnie moja Orchidea. Albo nawet róża. Ukochana róża, taka, jaką miał Mały Książę. Choć ona była jedyna i niepowtarzalna. Ale myślę, że każdy ma swoją ukochaną, niepowtarzalną różę. Każdy też posiada swoją wspaniałą orchideę. Kwiat, który znaczy dla niego wiele, choć dla osób postronnych jest tylko kolejną, zwykłą rośliną, która stoi na ich drodze…

poniedziałek, 10 marca 2014

PAPIEROWA ORCHIDEA Marka Dryjera

P A P I E R O W E   O R C H I D E E




Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 



Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!


Papierowa Orchidea Marka Dryjera


Witaj Marku! Zanim przejdziemy do sedna rozmowy, przedstaw się, proszę, naszym czytelnikom. Czym się zajmujesz, kiedy się zaczęła Twoja historia jako autora, jakie są Twoje osiągnięcia, gdzie można spotkać się z Twoją twórczością? 

Witaj Kamilu. W dużym skrócie: Facet przed czterdziestką, miłośnik słowa pisanego, fan literatury postapokaliptycznej i wszelkich tekstów egzystencjalnych. Mąż i ojciec. 

A rozwijając nieco wypowiedź. 

Rodzina jest u mnie na pierwszym miejscu, istotna jest także praca zarobkowa, gdyż łączy się z tym pierwszym. Czytanie książek, niestety gdzieś w ogonie – luksus, na który brakuje czasu. Pisanie, no cóż, lepiej nie mówić. Niestety, nie jest pracą zarobkową, przynajmniej nie w moim przypadku. Tak więc pisanie, jak mawia moja żona, to w skali zarobkowania, forma kredytu taka przypadłość, jak podkreśla, pożeracz czasu, bez wymiernego efektu. Trochę się z tym nie zgadzam, ale cóż. To takie niegroźne hobby, pasja, która nie trwoni, nie pochłania środków, tych ciężko wypracowanych i zarobionych, w tym drugim podpunkcie. Czasami wydaje mi się, że to też misja, ale do tego wrócę później. Lubię sport, grywam w tenisa, siatkówkę. Lubię makarony, wypieki: serniki, szarlotki, śliwkowce. Lubię muzykę, sztukę, malarstwo; czasami ciszę, innym razem smaczek rozmowy, dyskusji. Zabawy z dzieckiem. 

Piszę od dekady i choć nie mam stałego wydawcy, to wciąż mam nadzieję, że po kolejnej książce, taki ktoś się znajdzie. Dla osoby piszącej, stały wydawca jest na wagę złota. Ostatnio na rynku książki ukazała się antologia "Błąd w sztuce. Kryminalna Piła" z moim opowiadaniem "Okrąglak", Wydawnictwo Oficynka, do przeczytania której zachęcam. W zeszłym roku wydałem bajkę dla dzieci "Noc świętojańska wrocławskich krasnali" (papier i e-book), Wydawnictwo E-bookowo, a także w tym samym wydawnictwie – "Mroczne dusze" (coś dla fantów fantastyki postapokaliptycznej i prozy egzystencjalnej). Zachęcam też do zapoznania się z moim debiutem "Droga ślepców", którą można nabyć w wersji papierowej w księgarniach internetowych. Pojawiła się też na rynku antologia opowiadań grozy "Pentagram" z moimi nagrodzonymi tekstami. Opowiadanie Trzynasty schron weszło w skład Projektu "13" – pierwszego polskiego uniwersum postapokaliptycznego, które pojawiło się na rynku kilka lat temu, a które objął redakcją portal tematyczny Trzynasty Schron. Obecnie piszę kryminał, którego akcja rozgrywa się w powojennym Wrocławiu, a także książki przygodowo-historyczne dla młodzieży. Nie zapominam przy tym o post-apo... 

Od bajki i literatury młodzieżowej, z elementami historycznymi, sensację i kryminał, aż po fantastykę z wątkami apokaliptycznymi i prozę z pogranicza horroru, jaką jest np. "Droga Ślepców" - to moim zdaniem bardzo szerokie spektrum. Z czego to wynika, Marku, bo mam wrażenie, że jednak najbardziej skłaniasz się ku literaturze postapokaliptycznej. A może się mylę? Może nadal poszukujesz gatunku, z którym będziesz się identyfikować? 

Na każdym kroku wypatruję inspiracji, poszukuję weny w literaturze, sztuce, telewizji, prasie, podglądam ludzi, przyrodę, świat. Życie jest niesamowicie ciekawe. Stąd masa pomysłów, które później sprytnie rozwijam w tekstach. Rozpisuję je – to takie moje określenie. Pisarz jest po trosze takim odtwórcą tego, co widzialne i twórcą tego, czego nie widać. W jego tekstach, niczym w lustrze, odbijają się wspaniałe obrazy-słowa, nawiązujące do przemijalności życia. Stąd wrażenie, że ciągle poszukuje drogi, że ja jej wciąż poszukuję. Tematy postapokaliptyczne są ściśle powiązane z wątkami egzystencjalnymi, które są mi najbliższe. Tak jak już napisałem, przemijalność, przeżywalność życia, to takie poruszające, intymne, zmuszające do refleksji, pobudzające, łapiące za serce. Struktura tekstu opartego na tym nie jest plaska, fabuła także zyskuje. Należy poszukiwać, nawet jeśli się nam wydaje, że odnaleźliśmy już swoją literacką drogę, wciąż poszukiwać. Ja nie przestaję. 

W takim razie, skoro już mówimy o inspiracji, powiedz, jaki typ literatury jest dla Ciebie najmocniej działający na wyobraźnię? Oczywiście w kontekście własnej twórczości. Jakie książki, jakich autorów cenisz najbardziej? 

Egzystencjalna po prostu. Cormac McCarthy jest na szczycie mojej długiej listy. Mój debiut literacki był inspirowany jego "Drogą". To mistrz słowa, którym maluje przepiękne obrazy, pejzaże. Dotyka sedna człowieczeństwa. "Droga", "Krwawy południk" (genialna książka!), "To nie jest kraj dla starych ludzi", Trylogia Pogranicza, to tylko kilka z jego literackich propozycji. To także poetycka proza. Faulkner, Camus („Dżuma”, „Obcy”), Puzo („Ojciec chrzestny”, „Sycylijczyk”, „Omerta”), Tokarczuk („Dom dzienny, dom nocny”, „Prawiek”), Clarke („Odyseja kosmiczna 2001”), Szklarski („Przygody Tomka Wilmowskiego”, „Złoto Gór Czarnych”) i wiele, wiele innych. Książki żyją swoim życiem, Wszystkie są ważne, szczególnie te, których nie wymieniłem, i te, które dopiero powstaną. Znanych pisarzy i początkujących. Nieważne. Wszystkie razem tworzą coś na wzór ludzkiego DNA, są nośnikiem informacji o całej populacji. 

Zgodzę się z tym, że wszystkie książki są ważne, nadchodzi jednak czas, aby jedną z tych wszystkich wyróżnić. Taka już jest Papierowa Orchidea. Zastanów się, Marku, czy istnieje jakiś szczególny utwór, który z jakiegoś powodu uważasz za wyjątkowy. Może to jakaś lektura z dawnych lat, albo odkryłeś coś takiego całkiem niedawno? 

Chciałbym napisać, że „Mały Książę”, ale wybiorę jednak „Krwawy południk” – polecam moją recenzję, którą można przeczytać na moim blogu. To książka totalna, kompletna, wielowymiarowa. Cormac McCarthy zawarł w niej wszystko, co ludzkie. Nie patyczkował się z odbiorcą, czytelnikiem, tak samo jak metaforyczny, metafizyczny Holden ze swoimi ofiarami. To zderzenie piękna natury, przyrody z ciemną stroną ludzkiej natury. "Nie wierzę już w moralny postęp ludzkości", to sztandarowe słowa tego wielkiego pisarza i wybitnego egzystencjalisty. Krwawy południk to poetycka proza, pełna doskonałych zdań, żywych dialogów, odwołań do Boga. Czytałem ją kilka razy, studiowałem, wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Za każdym razem odkrywałem w tekście kolejne znaki-zagadki, symbolika ukryta w tej powieści ma istotne znaczenie. 

Krwawy południk był także inspiracją, pobudził mnie do poszukiwań polskiego krwawego południka, który odkryłem, odnalazłem. To historia, straszna historia, która wydarzyła się siedemdziesiąt lat temu na Kresach. Nic więcej nie powiem. Samo studiowanie tamtej wiedzy było porażające. Tworzenie fabuły, postaci, opisy miejsc kaźni, opisy piękna tamtej przyrody... Do dziś tkwi to we mnie, choć książkę ukończyłem dwa lata temu (wciąż szukam wydawcy, bo to temat... niepopularny). Krwawy południk zmiażdżył moją wrażliwość do końca, pozwolił odkryć uniwersalność przekazu, lepiej poznać polską historię, niestety. To książka, którą będę pamiętał do samego końca. To prawda o ludziach, o nas, wystarczy przeczytać gazety, czy też zerknąć w telewizor i obejrzeć wiadomości, żeby pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. To taki krwawy storczyk. 

Istnieje Taki gatunek jak kukułka krwista, to storczyk typowy także dla naszych rodzimych terenów. Wygląda na to, że tak właśnie wygląda nasza dzisiejsza Orchidea. Niemniej świat nie zawsze bywa piękny i delikatny. 

Ostatnie pytanie, żeby nie pozostawiać czytelników w ponurym nastroju. Przypominasz sobie jakąś zabawną anegdotę związaną z książkami? Coś z własnego życia. 

W moim przypadku w grę wchodzi tylko i wyłącznie humor angielski, a skoro jesteśmy już w tym temacie, to przychodzą mi na myśl dwie sytuacje. 

Ongiś podreptałem na spotkanie autorskie z Olgą Tokarczuk, ściskając mocno w ręce egzemplarz książki "Dom dzienny, dom nocny", z zamiarem uzyskania wymarzonego autografu. Podchodzę do pisarki i pytam, czy mogę prosić o podpisanie książki. Olga kiwa głową, że tak, uśmiecha się i pyta dla kogo? Ja nieśmiało wymawiam swoje imię. Olga spogląda na mnie, jakby nie usłyszała. Uśmiecha się. Pyta: "Dla miśka?". Tym razem to ja robię duże, okrągłe oczy. Uśmiecham się do pisarki. Dla Marka, mówię. Do dziś się zastanawiam, czy z wrażenia nie pomyliłem własnego imienia. Potem uścisnęliśmy sobie dłonie. 

Druga anegdota związana jest z filmem, który ostatnio obejrzałem: "Tamara i mężczyźni". To taka angielska komedia, pełna pisarskich wątków i bohaterów. Do łez rozbawiła mnie pewna scena – "podpisanie" własnej książki przez uznanego pisarza. Nicholas Hardiment (Roger Allam) popada w kłopoty, na jaw wychodzi jego romans z Tamarą, dochodzi do wymiany zdań pomiędzy nimi na ulicy, wtedy niespodziewanie podbiega do wkurzonego literata jego fanka, której kibicują rodzice, stojący nieopodal, i prosi o autograf mistrza. Co robi pisarz, który aż kipi ze złości, ano bierze do rąk nie swoją książkę, własnego autorstwa i drze ją na strzępy, po czym oddaje zbitkę papierków zdezorientowanej dziewczynie i mówi: "Proszę.". Ujrzeć minę fanki, bezcenne. Po prostu trzeba to zobaczyć, nic dodać, nic ująć. To tyle w temacie książkowych anegdot, angielskich. 

Dziękuję za rozmowę, a skoro zakończyliśmy humorystycznym akcentem, dlaczego nie pójść tym tropem?

UWAGA! "DROGA ŚLEPCÓW" DO WYGRANIA!

Wraz z Markiem Dryjerem postanowiliśmy ogłosić mały konkurs. Jeśli jesteście ciekawi jego debiutanckiej powieści, napiszcie krótki dowcip o końcu świata i wstawcie go w komentarzu pod wywiadem. Na odpowiedzi czekamy do 16 marca. Powodzenia:)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

PAPIEROWA ORCHIDEA Sebastiana Posta

P A P I E R O W E   O R C H I D E E




Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 



Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!


Papierowa Orchidea Sebastiana Posta


Dzisiaj Papierowa Orchidea gości Sebastiana Posta, pisarza urodzonegow 1981 r. w Nowym Mieście nad Pilicą. Sebastian jest były studentem filologii polskiej na filii Uniwersytetu Humanistyczno - Przyrodniczego w Piotrkowie Trybunalskim. Poeta, filozof, wydawca, założyciel i redaktor naczelny pisma literacko - filozoficznego „Trismegista” oraz drugiego czasopisma z tej samej dziedziny o tytule: „Lasombra”. Wydał zbiór poezji dekadenckiej „Ogród płaczących słów”, aforyzmów „Dolina wiecznej prawdy”, poematów prozą „W krainie szafirowej duszy, mini zbiór poezji dzielony z bratem Hubertem pod wspólnym tytułem „W komnacie nadistnienia” i drugim zbiorem aforyzmów „W ramionach zrozumienia”. Debiutował pięcioma lirykami w 1999 roku w art - fanzinie „Arena” nr 8/99. Publikował swoje utwory w „Arenie”, „Do gwiazd”, „Gazecie Rawskiej”, „Głosie Rawskim”, „Trismegiście”, „Tygodniku Trybunalskim”, „Horyzontach”, „Lasombrze”. 

Sebasianie, nie ukrywam, że jestem wielkim fanem twoich poematów prozą. Do tego stopnia, że całkiem niedawno postanowiłem nawet zacytować fragment jednego z nich we własnym opowiadaniu publikowanym w antologii "31.10. Księga Cieni". Urzeka mnie klimat, który kreujesz w swych tekstach i ten, wcale nie trudny do uchwycenia, specyficzny... chyba ból? No właśnie. Nawet ciężko jest mi nazwać te emocje. Powiedz zatem, Sebastianie, co się dzieje w krainie twojej szafirowej duszy? Co tobą kieruje podczas tworzenia?

Jest mi bardzo miło, że postanowiłeś wykorzystać fragment niniejszego poematu w we własnym opowiadaniu. Problem bólu, śmierci fascynował mnie w literaturze już w latach młodzieńczych, gdzie w wieku 13 lat czytając literaturę z gatunku horroru, fantasy, sciencie-fiction, zawsze wzruszały mnie teksty, gdzie w końcowej fazie umierał bohater lub sytuacja miała tragiczne zdarzenie, co sprawiało, że czułem niesamowite doznanie pozwalające mi powiedzieć, że miałem przyjemność przeczytać świetną prozę - czyli to co chwyciło mnie za serce zostawało w mej pamięci na dłużej, dlatego gdy sam zacząłem pisać poszedłem w podobnym kierunku, aby uwidocznić obraz śmierci, bólu, i dlatego kult modernistyczny w późniejszym okresie był najbliższy mej naturze. Chłonąłem wtedy dzieła Stanisława Przybyszewskiego, Tadeusza Micińskiego, Leopolda Staffa i mistrzów literatury francuskiej tamtejszej epoki, których czasy przeniosłem do współczesności i postanowiłem tworzyć we własnej stylistyce przekładając na moje własne doznania. Moim zamierzeniem było, aby czytelnik zapoznając się z moją twórczością odczuwał emocje jakie odczuwałem przeżywając innych autorów, którzy chwytali mnie za serce.

Wymieniłeś kilka wielkich nazwisk, które mówią nam wiele o Twoich preferencjach i inspiracjach. A gdybyś miał wybrać jedną książkę? Książkę, którą cenisz ponad wszystkie inne znane Ci utwory? Co by to był za tytuł? Coś z Twego kręgu zainteresowań, czy może wręcz przeciwnie jakiś tajemniczy tom, który w niewyjaśniony sposób zdobył absolutne uznanie Sebastiana Posta?

Właściwie wybrałbym kilka powieści, do których często wracam i posiadają elementy, które mnie urzekają. Zdecydowanie należą do nich takie powieści jak powieść "Ameryka" Franza Kafki i "Obcy" Alberta Camus. Te powieści były polecone przez mojego przyjaciela Pawła, miałem wówczas 16 lat, który był zafascynowany absurdem w literaturze i zapewniał mnie, że muszę to przeczytać i też tak uczyniłem. To była nowość dla mojego umysłu w tamtym okresie. Choć jeśli chodzi o współczesność to uwielbiam książkę pt. "Amok" Krystiana Bala, autora, który siedzi w więzieniu za zabicie kochanka byłej żony. Sięgnąłem do niej za sprawą informacji, że opis morderstwa został utrwalony przez pisarza na kartach niniejszej powieści. Nie interesuje mnie czyn zbrodniczy popełniony przez pisarza i nie popieram jego roli, ale zwróciłem uwagę na język zawarty w książce i nie jestem jedynym człowiekiem zainteresowanym jego twórczością dowodem na to jest opublikowana w 2013 roku powieść Aleksandra Sowy o tytule "Koma", która była inspirowana Krystianem Balem.

Fascynujące, ale to nadal kilka pozycji. A potrzebujemy jednej. Naprawdę żadna nie wzbudziła w Tobie tak wielkich emocji, żebyś po jej przeczytaniu mógł stwierdzić z pełnym przekonaniem: To jest właśnie książka, której szukałem? Zastanów się, proszę nad jedną wyjątkową.

Rzeczywiście, jest taki utwór. Jeśli mam wyróżnić tylko jedną książkę to zdecydowanie będzie to powieść irlandzkiego prozaika, poety, dramaturga Oscara Wilde pt. "Portret Doriana Greya". Jest to jedyna książka, po którą sięgałem wielokrotnie i za każdym razem była dla mnie wyjątkowa w swej fabule.

A więc udało nam się odnaleźć Papierową Orchideę Sebastiana Posta. Dziękuję ci za to. Chciałeś jeszcze przekazać coś naszym czytelnikom, prawda?


Zgadza się, chciałbym prosić czytelników, aby nie pozwolili umrzeć książkom, w szczególności tym niszowymi. Dali szanse autorom, których do tej pory nie mieli przyjemności czytać. Jest wielu świetnych twórców, odkrytych przez przypadek tylko dlatego, że wcześniej nie słyszeliśmy o nich w mediach, bo nie wszystko co w komercyjnym systemie istnieje jest jedynym źródłem sztuki. Porównać można to do muzyki, gdzie można odnaleźć mnóstwo świetnych zespołów, których prawie nikt nie zna, a są doskonałe w swej produkcji. To samo dotyczy literatury. To czytelnicy decydują, że dany autor jest znany, bo pisarz bez czytelnika jest tyle wart co najlepsze wino bez smakosza.