Nawiedziła mnie wczoraj pewna myśl: dlaczego mam czytać jedynie dojrzałe książki? (tak je sobie nazwałem) Czy to, że jestem dorosły obliguje mnie do sięgania jedynie po poważną literaturę?
Doszedłem do wniosku, że nic bardziej mylnego. Przecież do rozwoju jest potrzebna różnorodność! Nie uważam za rozsądne rezygnowanie z czegoś tylko dlatego, że dedykowane jest innej grupie wiekowej niż ta, do której sam przynależę.
Postanowiłem – czas sięgnąć po książkę dla dzieci!
Jaką? Tu pomysł podsunęło mi życie, w postaci postu na blogu Marii Fuss, postu informującego o ukazaniu się recenzji jej opowiadania Przedświąteczna gonitwa.
Szybka wiadomość do Marii. Szybka odpowiedź dziś rano. I oto siadam do podzielenia się z wami opinią na temat tekstu.
Tak, siadam... i okazuje się, że zrecenzowanie tego typu literatury nie jest wcale takie proste. Jak sądzę samo tworzenie tym bardziej. Mimo to wspomnę o wszystkim, co mi przyszło do głowy.
Zaglądamy więc do pamiętnika diabełka Imp. Wiem, nieładnie, ale przecież diabełek nie powinien nam mieć tego za złe. Kto wie, może nawet uznałby nasz czyn za godny podziwu! Całkiem przypadkiem natrafiamy na wpis z siódmego grudnia – wpis bardzo wesoły, bo uwieczniający świętowanie sukcesu.
Co też takiego mogły spsocić diabełki, że aż tak się radują? - zadałem sobie w duchu pytanie i nim zdążyłem się obejrzeć, Imp spieszy z odpowiedzią. Rozentuzjazmowany opowiada jak to wpadł na genialny wręcz pomysł, by zepsuć święta, by doprowadzić do rozpaczy dzieci na całym świecie, by raz na zawsze skończyć z bzdurną tradycją rozdawania prezentów przez Świętego Mikołaja. Tak, potrzeba nie lada sprytu, by wymyślić równie przebiegły i niecny plan! Skraść wszystkie prezenty, ot co! Wykraść z pilnie strzeżonej fortecy i popijać ulubione wino, obserwując jak świat pogrąża się w rozpaczy. Iście diabelski plan!
Oczywiście Imp nie próżnuje i od razu rozpoczyna przygotowania. W końcu odnosi sukces i ma powody do radości, ale to jeszcze nie koniec opowieści, bo jakże to tak? Przecież to książka dla dzieci, a te nigdy nie pozwoliłyby na triumf diabełków, choćby i najbardziej sympatycznych (na swój sposób rzecz jasna). Tak więc diabełki świętują, ale... jak to mówią, kto pod kim dołki kopie...
Tak, w dużym skrócie, wygląda opisywana historia. A teraz kilka słów o moich subiektywnych odczuciach.
Mogłoby się wydawać, że stworzenie takiej historyjki dla najmłodszych nie jest czymś nader skomplikowanym, bo i niby dlaczego? Nie wymaga ona wyszukanego słownictwa, skomplikowanego pomysłu czy wielwątkowości. Przeciwnie, to wszystko dyskwalifikuje tekst w oczach dzieci, z jednej prostej przyczyny – czyni go niezrozumiałym.
To wszystko prawda i nie można nikogo winić za takie myślenie, można za to winić za rozgłaszanie takich opinii bez uprzedniego zaznajomienia się z literaturą dziecięcą.
Po lekturze Przedświątecznej gonitwy zrozumiałem, jak wyważonym i specyficznym słowem musi się posługiwać autor, chcąc rozbudzić dziecięcą ciekawość. Prostym, zgoda, jednak starannie dobranym, łatwym w odbiorze, zabawnym... bardzo mi się podoba wyrażanie negatywnych emocji przez autorkę. Emocje takie jak gniew, zdenerwowanie czy zwykłe niezadowolenie są tu oddane w sposób żartobliwy i lekki, to moim zdaniem wielka sztuka. Z kolei duża ilość wykrzykników oraz znaków zapytania znacznie ubarwia opowieść, powoduje, że jest jakby bardziej plastyczna, a tym samym łatwiejsza do zobrazowania w małej dziecięcej (i nie tylko) główce.
W zasadzie muszę przyznać, że opowiadanie czytało się przyjemnie. Zdążyłem nawet polubić Diabełka Imp i dobrze, że Pan Lucek też się zmęczył. Cóż, pozostaje mi tylko wierzyć, że gonitwa nie rozpocznie się na nowo i że dzieci zrozumieją, że nie taki diabeł straszny, jak go malują!
Dziękuję Mario za możliwość przeczytania „Przedświątecznej gonitwy“. Takie nowe doświadczenia są dla mnie niezwykle wzbogacające.
Po lekturze Przedświątecznej gonitwy zrozumiałem, jak wyważonym i specyficznym słowem musi się posługiwać autor, chcąc rozbudzić dziecięcą ciekawość. Prostym, zgoda, jednak starannie dobranym, łatwym w odbiorze, zabawnym... bardzo mi się podoba wyrażanie negatywnych emocji przez autorkę. Emocje takie jak gniew, zdenerwowanie czy zwykłe niezadowolenie są tu oddane w sposób żartobliwy i lekki, to moim zdaniem wielka sztuka. Z kolei duża ilość wykrzykników oraz znaków zapytania znacznie ubarwia opowieść, powoduje, że jest jakby bardziej plastyczna, a tym samym łatwiejsza do zobrazowania w małej dziecięcej (i nie tylko) główce.
W zasadzie muszę przyznać, że opowiadanie czytało się przyjemnie. Zdążyłem nawet polubić Diabełka Imp i dobrze, że Pan Lucek też się zmęczył. Cóż, pozostaje mi tylko wierzyć, że gonitwa nie rozpocznie się na nowo i że dzieci zrozumieją, że nie taki diabeł straszny, jak go malują!
Dziękuję Mario za możliwość przeczytania „Przedświątecznej gonitwy“. Takie nowe doświadczenia są dla mnie niezwykle wzbogacające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz