środa, 14 maja 2014

Jędrzej Feranos Bargłowski


Papierowa Orchidea 
Jędrzeja Feranosa Bargłowskiego


Witaj, Jędrzeju! Niedawno miał miejsce twój debiut, ujawniłeś się publiczności za sprawą opowiadania wydanego w antologii "Toystories". Jak doszło do tego, że mogliśmy cię poznać jako autora? Ile i z jakim przeznaczeniem pisałeś wcześniej, może masz już jakieś sukcesy na koncie?

To prawda "Toystories" było moim debiutem na papierze. Jak do tego doszło? Dostałem informację od znajomego, że Ex Fabula organizuje konkurs na opowiadania o zabawkach, więc napisałem i wysłałem. Ale dopiero po trzykrotnej korekcie. Mimo to bardzo się stresowałem i do samego końca nie mogłem uwierzyć w akceptację mojego tekstu.

Moja wcześniejsza twórczość? Jestem głównie selfpublisherem i publikuję swoje opowiadania na własnym blogu. Ukazują się one również w czasopiśmie internetowym Debiutext. Staram się pisać inteligentne fantasy często pokazujące ludzkie problemy spotęgowane przez magię i inne tego typu rzeczy. Z tym wiążę swoją przyszłość pisarską. Aktualnie kończę drugą sagę. Planuję ich sześć, a po nich zabiorę się wreszcie za książki - mam już w głowie siedmioksiąg czekający na spisanie oraz kilka dodatkowych historii. Od niedawna zaczynam pisać również opowiadania o innej tematyce. Mam nadzieję, że niedługo się one ukażą.

Sześć ksiąg sag, później siedmioksiąg, to bardzo duże plany na przyszłość. I do tego jeszcze dodatkowe opowiadania. Jak to robisz, że nie gubisz się w tych pomysłach? Masz je szczegółowo rozpisane na papierze, posegregowane w plikach czy może wszystko zachowujesz jedynie w swej pamięci?


Szczerze mówiąc boję się, że to mnie kiedyś zgubi, ale wszystko pamiętam. Dodatkowo wszystko się ze sobą wiąże i przez to tworzy logiczną, spójną całość. To trochę jak przypominanie sobie wierszyka z dzieciństwa na podstawie rymów. Na razie pamięć mnie nie zawodzi. Jest jednak jeden wyjątek. Zapisuję jedynie to co mi się przyśni. Miałem kiedyś sen, którego fabułę utrwaliem i z całą pewnością kiedyś zrobię z tego opowiadanie.

Często miewasz takie sny? W zasadzie prorocze, skoro ukazują to co później zamieniasz w tekst.

Rzadko, ale przychodzą często falami, przykładowo kilka miesięcy nic i nagle przez tydzień mam po trzy sny. Większość jest interesujących i czasem mogę je pamiętać całymi dniami czy nawet miesiącami, a czasami zapominam od razu po przebudzeniu. Te dni często trochę w hołdzie mistrzowi nazywam "dniami aktywności Cthulhu". Jedną z rzeczy, które mi się przyśniły była istota obecna w "Trupie Nuriego II" nazwana później faerqi, na podstawie mojego opisu powstała grafika. Może nie to mi się do końca przyśniło, ale oddaje mniej więcej duszę tego co chciałem zawrzeć.

Miałem cię zapytać o pisarzy, na których się wzorujesz, których bierzesz za wzorzec szkoląc własny warsztat. Tymczasem sam wspominasz Lovecrafta. Nazywanie go mistrzem chyba nie jest przypadkowe? Czego nauczył cię ten autor i z jakich innych twórców czerpiesz natchnienie?

Zacznę od końca. Co do innych wielkich pisarzy, którzy mnie inspirują – zdecydowanie idę po mainstreamie, ponieważ to oczywiście Tolkien, Sapkowski i Pratchett. Jeśli pytasz o Lovecrafta to odpowiem, że dały bardzo wiele. Przede wszystkim otworzyły mnie na wszystko co jest dookoła. Zacząłem inaczej patrzeć na świat, dostrzegać małe, magiczne rzeczy w tych zwykłych. Na dodatek cały jego panteon bóstw był tak... nowy. Tyle tkwiło w nich tajemniczości, zła i chaosu. Bardzo mi to zaimponowało, ponieważ nigdy nie czytałem niczego podobnego. Zaskakujące dla mnie były także miejsca akcji. 


Wychowałem się na "Władcy Pierścieni" i "Silmarillionie", fantastyka z mojej głowy zawsze działa się gdzieś indziej, poza naszym światem. Lovecraft był natomiast swoistym powrotem do czasów "pretolkienowskich", kiedy tajemnicze i magiczne były takie miejsca jak biegun czy ocean. Zrozumiałem wiele czytając opisy potworów, które po wyobrażeniu wydawały się śmieszne i żałosne, jednak scharakteryzowane były w sposób autentycznie przerażający. Niesamowicie rozwinęły mnie nowe barwy i kształty, które rzeczywiście próbowałem sobie wyobrazić – wtedy zaczęła się moja miłość do fioletu, który teraz pokrywa moje logo. 

Fascynujące były również same historie. Szczególne wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie "Wyrzutek", opisujące przeżycia osoby zamkniętej w starym zamku otoczonym nieprzeniknionymi lasami. Postać jest bardzo samotna, pragnie czyjegoś ciepła i towarzystwa. Kiedy wreszcie udaje jej się wydostać, ludzie od niej uciekają. Jest dla nich potworem. Między innymi to opowiadanie sprowokowało u mnie zmianę podejścia do wszystkiego i chęć tworzenia fabuł nieprzewidywalnych, nowych i odległych od standardów. Dlatego sam w swojej twórczości staram się przedstawiać każdego w dobrym świetle, nawet jeśli jest on po prostu bezdusznym mordercą. W moim własnym jak i w prawdziwym świecie nie ma ludzi złych, są tylko złe czyny, a każdy masowy morderca czy ludobójca zabijał dla tzw. "wyższego dobra", w które sam wierzył.


Zakładanie z góry dobrych intencji jest trochę ryzykowne, nie sądzisz? Choć z drugiej strony poszukiwanie w każdym działaniu wyższego dobra może wnieść wiele do wiarygodności kreowanych bohaterów.

Co do wyższego dobra, chodzi mi bardziej o fakt, że każdy zły człowiek jest pewien, że to on jest pozytywną postacią i to właśnie chcę pokazać.

Rozumiem. Głównym celem naszej rozmowy jest jednak odnalezienie Twojej Papierowej Orchidei, czyli najlepszej książki, jaką udało Ci się dotąd przeczytać. Czy sądzisz, że takim utworem może być właśnie "Wyrzutek"?

Najlepsza książka… to bardzo szeroki zakres oceny. W moim odczuciu wysoko plasuje się trylogia "Codex Deepgate" Alana Campbella. Jednak ciężko jest pominąć zarówno "Sagę o Wiedźminie" jak i "Trylogię Husycką" Sapkowskiego, które bardzo mi pomogły zweryfikować postrzeganie ludzi i tego jacy są na prawdę. Z kolei Lovecraftowy "Wyrzutek" czy np. "W górach szaleństwa" to bardzo eteryczne, mroczne i nowatorskie opowiadania, które mogą rozwijać nasze spojrzenie na świat.

Więc jednak nie "Wyrzutek" ale "Codex Deepgate"? Z jakiego powodu?

Właśnie tu tkwi problem, bez większych powodów. Fabuła była zaskakująca, postaci niebanalne, a świat logiczny i prosty, ale bez większych udziwnień, typu wszechobecna magia i milion ras. Po prostu bardzo mi się spodobała.

Może chodzi o wiarygodność, o to że jako czytelnik byłeś w stanie utożsamić się z bohaterami. Ich świat był ci bliższy?

Możliwe. Sam jako początkujący pisarz starałem się odnaleźć jakiś uniwersalny sposób na to żeby jeszcze bardziej znieść barierę dzielącą czytelnika i bohatera. Każdy autor zna swoje własne sztuczki, ja się swoich dopiero uczę. Niektórzy są w tym lepsi, inni gorsi. Ja, szczerze mówiąc, nie wiem, którym jestem, ale wiem którym będę.

I tego się trzymaj, Jędrzeju. Z takim nastawieniem nie może być inaczej. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.