P
A P I E R O W E O R C H I D E E
Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i
delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem -
czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy
człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że
Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących
się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów,
kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający
jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.
Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą
pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową,
która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne
aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub
najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją
jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze
i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i
nadzieję.
Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów
zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę
wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje
poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!
Papierowa Orchidea Pitera Murphy
O swojej
„żegludze po oceanie milionów słów, miliardów liter” opowiada Piter Murphy,
który zadebiutował stosunkowo niedawno powieścią opatrzoną tytułem „Trzy…”,
znany także ze swych wywiadów z autorami i licznych recenzji. Piter, zatem
Orchidea…
Orchidea jest kwiatem wyjątkowym, pełnym
dostojeństwa i nie można jej z niczym innym porównywać. Ja miałem to szczęście
w nieszczęściu że nauczyłem się bardzo szybko czytać. A zawdzięczam to częstym
chorobom płuc w dzieciństwie i swojemu uporowi. Praktycznie chorowałem jakieś
pięć miesięcy w roku. Był to trudny czas dla mnie i dla mojej rodziny. W czarno
białej telewizji były dostępne dwa kanały, więc szukałem alternatywy na te
długie dni i wieczory. Moja przygoda z
książkami zaczęła się już w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Nauczyłem się
czytać dużo szybciej, niż rówieśnicy. Jedną z pierwszych książek które
przeczytałem był „Robinson Cruzoe”
Daniela Defoe. To właśnie tę książkę uważam za swoją orchideę. Do dzisiaj pamiętam moje spotkanie ze szkolną
bibliotekarką, która z uporem twierdziła, iż to zbyt „ciężka” lektura jak na
mój wiek. Byłem przekonany, że nie miała na myśli ciężaru. Ja również byłem
uparty. W końcu ustąpiła. Ta książka po prostu mnie do siebie przyciągała i
chciałem ją przeczytać. Nie bez powodu.
Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy przewracałem kolejne strony,
spotykając się ze zdziwieniem najbliższych, którzy książki omijali szerokim
łukiem.
Książka zaspokoiła w dużym stopniu moją ciekawość i
chęć zobaczenia czegoś, co jest dalej poza wsią, w której się wychowywałem.
Dała również duży apetyt na więcej, co trwa do dzisiaj. Właśnie w tamtym czasie
odkryłem (jako parolatek), że dzięki książkom mogę podróżować w czasie i
przestrzeni. I tak dzieje się do dzisiaj. „Robinson Cruzoe” zajmuje wyjątkowe
miejsce w mojej obszernej bibliotece, a ja sam chętnie do niego wracam.
Oczywiście w życiu przeczytałem wiele książek, które na mnie oddziaływały, ale
z pewnością dzięki Danielowi Defoe rozpocząłem żeglowanie po oceanie milionów
słów, miliardów liter. Samo czytanie jest dla mnie czymś naturalnym, co mogę
porównać do oddychania. A dzisiaj w mojej bibliotece również jest na najwyższej
półce ta pozycja, w innym wydaniu, która przypomina mi dzieciństwo i zapachy z
nim związane. Nie sposób nie wspomnieć o magii, jaka się tworzy kiedy dziecko
wchodzi w nieznane obszary. Naprawdę warto wracać do wspomnień i często
podlewać swoją orchideę.
Tym sposobem
poznaliśmy kolejną PAPIEROWĄ ORCHIDEĘ. Przyznam, że mnie także urzekła niegdyś
powieść Defoe. Wprawdzie nie wiem jak odebrał bym dziś tę historię, jednak dla
młodego człowieka, o ile zechce się w niej zagłębić, jest naprawdę fascynującym
przeżyciem. Dziękuję serdecznie za opinię!
Miło pożeglować po opowieści, która odkrywa kolejną orchideę. Zawsze wyobrażałam sobie Robinsona jako niezwykle silnego emocjonalnie człowieka, który jednocześnie budził we mnie i lęk i ciekawość. Mimo wszystko całości książki nie przeczytałam, ale fragmenty są mi znane. Masz wspaniałą orchideę Piotrze. :)
OdpowiedzUsuńBasiu, warto przeczytać całość. Ta ksiązka nadal mnie wzrusza, chociaż mam już swoje lata :-)
OdpowiedzUsuń