Przyznam, że od pewnego czasu bardzo
chciałem zapoznać się z treścią opowiadań wydanych pod
złowrogo brzmiącym tytułem jednego z nich Naśmierciny.
Zainteresowałem się tym zbiorem już w dniu, gdy pierwszy raz o nim
usłyszałem. Kiedy dotarła do mnie wiadomość, iż pozycja ta
zostaje wydana ponownie (Mało tego! Uzupełniona o nowe teksty.)
Postanowiłem: MUSZĘ JĄ ZDOBYĆ! I zdobyłem dzięki uprzejmości
autora i Wydawnictwa Agharta.
Co sprawiło, że tak bardzo
zafascynowała mnie ta książka?
Motyw śmierci, który jest mi
szczególnie bliski. Temat, który przed rokiem sam podejmowałem we
własnym zbiorze, a który daje niewyobrażalne możliwości. Odkąd
tylko do człowieka przypięto metkę z napisem sapiens zaczął
się on zastanawiać, co się dzieje gdy jego bliscy stają się
chłodni jak kamień i nie bardziej od niego aktywni. Czy istnieje
coś potem? Jeżeli tak to co? Pustka? Inny świat? Lepszy świat?
Może gorszy, albo też wciąż ten sam tylko w innym ciele, innej
postaci? A jeśli nie ma nic? Oto największa zagadka ludzkości, nic
więc dziwnego, że rozbudza fantazję.
Naśmierciny są dość
indywidualnym podejściem do śmierci. W wielu z tych opowiadań
moment przejścia (tak to sobie nazwę) zdaje mi się dość płynny.
Nie jest jednym szybkim cięciem oddzielającym nas całkowicie od
dawnego życia, a jawi się raczej przeprowadzką, którą w pewnym
stopniu musimy sami zaakceptować. Podoba mi się na przykład wizja
decydowania, przynajmniej częściowo, o swoim życiu po śmierci
wykreowana w jednym z tekstów. A może wypadało by raczej
powiedzieć życiu po życiu lub po prostu – śmierci... Chyba że
ta rozpoczyna się Naśmiercinami i jest od nas zupełnie
niezależna jak to ma miejsce w innej historii. W kolejnych
odnajdziemy m.in. elementy teorii spiskowych, elementy
futurystyczne, już to ocierające się delikatnie o aspekty
teologiczne. Zwięźle: dużo fantastyki, mocne fundamenty jeśli
chodzi o merytorykę, niebanalne spostrzeżenia i pomysły, a do tego
lekkie pióro, co jest niezmiernie ważne w przypadku cięższych
gatunków literatury.
Krzysztof Dąbrowski znany jest głównie
jako pisarz grozy i groteski, i rzeczywiście w tymże klimacie
utrzymane są wszystkie opowiadania zawarte w książce. Jego styl,
jakże charakterystyczny, potrafi wywrzeć na czytelniku naprawdę
piorunujące wrażenie, zwłaszcza jeżeli cenimy sobie atmosferę
niemal psychodeliczną. Lektura ta przywiodła mi na myśl stare
dobre produkcje filmowe (ach, te dawne horrory!), które tak niegdyś
lubiłem... To dla mnie ogromny pozytyw.
Jedynym zgrzytem, o którym mogę
wspomnieć jest, jak na mój gust, pewna nachalność zdrobnień i
zwrotów skrajnie żartobliwych w wypowiedziach bohaterów NIEKTÓRYCH
opowiadań. Niektórych, bo są też takie, w których zabieg ten
sprawdza się doskonale, w innych natomiast nieco drażni. Prócz
tego detalu całość prezentuje się naprawdę bardzo przyzwoicie,
nie odbiegając poziomem od okładki wobec której nie sposób
pozostać obojętnym.
Z całą pewnością czas poświęcony
na lekturę Naśmiercin nie był dla mnie czasem
sprzeniewierzonym. Spodziewam się ponadto, że za jakiś czas
poświęcę go jeszcze więcej by odkryć te niezwykłe opowiadania
na nowo, bo wciąż mam wrażenie jakbym nie wykorzystał potencjału,
który w sobie kryją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz