Forma książki to jednak nie wszystko, czym ta może zwrócić na siebie uwagę. Bardzo interesująca jest bowiem treść. Otóż Sztuka obłapiania jest jednym z niewielu dzieł obscenicznych Fredry, których autorstwo faktycznie możemy przypisać temuż poecie. Autor wstępu twierdzi wręcz, iż tekst ten jest jednym z dwóch tego typu, które niezaprzeczalnie wyszły spod pióra Fredry. Drugim jest legendarna Piczomira, której wartość artystyczną z kolei wspomniany Andrzej Z. Makowiecki ocenia jako mierną. W odróżnieniu od Sztuki obłapiania, będącej jego zdaniem utworem wartościowym. Warto sięgnąć po ten tomik choćby dla samego wstępu - jest bardzo zajmującym i, myślę, rzetelnym wprowadzeniem w legendę Fredry drastycznego, uzupełnionym barwnymi anegdotami z życia artysty.
W końcu jednak Wstęp się kończy i rozpoczyna poemat w IV pieśniach wierszem z roku 1817. Długość poematu podana jest jako 530 wierszy, a zaraz za nią widnieje informacja, że kolejnych 140 pochłonęła cenzura. Cóż... dobre i to.
Książka czyta się zdumiewająco łatwo i płynnie, i mimo miejscami bardzo wulgarnej treści, balansującej czasami gdzieś na granicy dobrego smaku, przyjemnie. Dzieje się tak prawdopodobnie, za sprawą niemałej dozy humoru, który zdaje się bilansować barbarzyńską nieprzyzwoitość słów poety.Wydawca zapewnia o funkcji moralizatorskiej publikowanego dzieła, moim zdaniem na uwagę zasługuje ono głownie jako tekst czysto rozrywkowy - nie ujmując przy tym wartości artystycznej.
Grunt, że ta lektura to chwila dobrej zabawy!
Grunt, że ta lektura to chwila dobrej zabawy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz