poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Saszeńka - Simon Montefiore




Dziś muszę wreszcie wspomnieć o książce, której recenzję chciałem napisać już wcześniej, jednak żadna z tych, które stworzyłem nie oddawała w pełni tego, na co zasługuje. Żadna nie była zbyt dobra. Mowa tu o Saszeńce Simona Montefiore. 


Saszeńka – książka o subtelnej, bardzo ładnie skomponowanej okładce. Co jednak kryje w środku? Znakomite pióro, doskonałą znajomość tematu, wzorowe budowanie napięcia, zaskakujące zwroty akcji i mnóstwo cech realizmu!

Według samego autora przede wszystkim jest to książka o miłości i rodzinie. Owszem opisuje ona losy pewnej familii, skupiając się przy tym na roli kobiet – głównie tytułowej Saszeńki. Bohaterkę poznajemy jako młodą uczennicę Instytutu Smolnego w Piotrogrodzie, szkoły dla dobrze urodzonych dziewcząt. Aleksandra Zeitlin, bo takie właśnie nosi nazwisko, zostaje nagle aresztowana przed Instytutem na oczach swej guwernantki. Trafia do aresztu i podczas pierwszego przesłuchania ujawnia się fakt, który ma mieć ogromny wpływ na całe jej dalsze życie opisane w książce – jej oddanie partii bolszewickiej. 

Już pierwsza część książki (Piotrogród, 1916) ukazuje tragizm ideologii bolszewickiej. Jej bezwzględność i znieczulicę na ludzkie cierpienie czy śmierć, nawet w przypadku bliskich. Przecież bolszewik nie ma rodziny! Wszyscy ludzie są równi! Liczy się tylko partia! A współczucie… to jedynie wymysł burżuazji. Przerażające jest rozdarcie Saszeńki pomiędzy lojalnością partyjną, a uczuciami jakimi darzy ojca, ukochaną Lalę (guwernantkę) czy nawet matkę, którą tak bardzo, od zawsze niemal, pogardzała. O ileż bardziej przeraża jednak fakt, że ostatecznie to właśnie wpojone idee dziewczyna stawia na piedestale i im podporządkowuje swe życie. 

Moskwa, 1939. Takim tytułem opatrzona została druga część powieści. Oto po raz kolejny spotykamy Saszeńkę, tym razem jako stateczną, około czterdziestoletnią kobietę, żonę, matkę dwójki dzieci, redaktorkę pisma dla komunistycznych kobiet. Sytuacja zdaje się być ustabilizowana. To tylko pozory, bo bestia komunizmu nie zna snu, ani litości, nawet w stosunku do ludzi dzięki którym została powita z bólu i krwi. Już niedługo sielanka ma ustąpić miejsca dramatowi i to dramatowi nacechowanemu sporą dozą cierpienia, które zyskuje swój punkt kulminacyjny w ostatniej części, będącej dla odmiany wciągającym kryminałem. 

Naprawdę brak słów, by opisać żal, współczucie, smutek, strach – by opisać wszystkie, czasem sprzeczne lecz zawsze silne i realne, uczucia wylęgające się w sercu podczas przewracania kolejnych stronic dzieła Montefiore, dlatego też na tym kończę swoją opinię. Po tą książkę trzeba sięgnąć, i trzeba ją przeżyć indywidualnie. Koniecznie!


To jedna z tych książek, które budzą w nas człowieczeństwo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz