czwartek, 8 marca 2012

Los Montes - Bertrand Godbille



Rok 2012 rozpoczął się dla mnie znakomicie jeżeli by wziąć pod uwagę jakość książek po jakie sięgałem. Minęły już ponad dwa miesiące, przeczytałem sporo i, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, WSZYSTKIE lektury okazały się w pewien sposób wyjątkowe, każda odznaczała się czymś wartościowym i każdą zajęła poczesne miejsce w mojej zagraconej pamięci. Każda, aż do wczoraj. Wpadła mi w ręce pewna książka pod tytułem Los Montes autorstwa niejakiego Bertranda Godbille. Zaglądam na tylną okładkę... no, no, myślę, czasy powojenne, esesman, do tego motyw zemsty... To może być ciekawe, nieprawdaż? Zatem do dzieła, książki nie lubią czekać zbyt długo!


Taak, nie lubią, choć może niektóre powinny. Już po przebrnięciu przez kilkanaście stron doszedłem do wniosku, że czytanie męczy mnie okrutnie. Może to zmęczenie? - zadałem sobie pytanie i odłożyłem książkę. Powróciłem do niej następnego dnia i dotarłem do końca - przyznam, że nie bez ulgi. 


Los Montes jest krótką powieścią pisaną pierwszoosobowo, coś w rodzaju dziennika, utrwalonych wspomnień. Sądzę, że ten sposób narracji miał za zadanie dodać historii znamion realizmu oraz może nieco tajemniczości. Nic z tego. Pierwsze co mi się nasunęło na myśl po przeczytaniu tej pozycji to "nuda". Fabuła... ciężko tu w ogóle mówić o fabule, gdyż ta sprowadza się do jednego kluczowego zdarzenia, poprzedzonego kilkoma nieistotnymi zajściami. Troszkę przemyśleń bohatera, moim zdaniem nieco naciąganych i sztucznych, i choć ich wartość dla tekstu da się racjonalnie wytłumaczyć to jednak odpychają brakiem naturalności. Tempo akcji jest niemal zerowe, podobnie poziom napięcia. Liczyłem na elementy kryminalne, które moim zdaniem powinny stanowić o jakości Los Montes - niestety ich także zabrakło. Szkoda.


Niezwykle ciężko jest mi odnaleźć jakieś mocne czy w ogóle pozytywne strony tej książki. Dobrze, że liczy sobie tylko niespełna sto dwadzieścia stron. Prócz tego, cóż... jakoś spodobała mi się okładka. Podobno nie szata zdobi człowieka, jak widać ta stara prawda dotyczy także książek.  


Jeżeli mam być szczery to nie wiem czym książka może przyciągać. Nie akcją, nie intrygą, z pewnością nie wartością artystyczną, pomysł także wydaje mi się płytki. Być może czegoś nie dostrzegam, jeżeli tak, chętnie bym się o tym dowiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz