wtorek, 19 lutego 2013

Konkurs literacki "HIGH FIVE! Przybij piątkę SM-Bohaterowi"



Papierowa Orchidea zaprasza na nowy konkurs literaci "HIGH FIVE! Przybij piątkę SM-Bohaterowi". 

Niespełna dwa lata temu, grupa przyjaciół chorej na stwardnienie rozsiane Kariny postanowiła nie przyglądać się biernie postępującej chorobie. Dokonali wówczas rzeczy niezwykłej – poruszyli cały Kraków, by zdobyć fundusze na drogą operację. Mowa tu o głośnej akcji High Five!, dzięki której podczas organizacji wielu interdyscyplinarnych wydarzeń jak m.in. konkurs fotograficzny, konferencja naukowa, koncerty czy różnorodne warsztaty, w ciągu tygodnia udało się zebrać niemal całą sumę. 

Konkurs literacki „HIGH FIVE! Przybij piątkę SM-Bohaterowi” ma być niejako kontynuacją tej społecznej kampanii. W końcu literatura to nie tylko rozrywka! Udowodnijmy, że słowem pisanym można przeniknąć do ludzkiej świadomości i zmienić świat! Tym bardziej, że mamy szansę dotrzeć do wielu odbiorców dzięki wsparciu portalu Granice.pl, Krytycznym Okiem, Czytajmy Polskich Autorów, madgraf.eu, Papierowej Orchidei, akcji High Five!, współpracy z Fundacją Neuropozytywni oraz uprzejmości polskich pisarzy i wydawnictw. 

Konkurs podzielony będzie na trzy niezależne edycje – w marcu, kwietniu i maju. Tematem każdej będzie inna sytuacja, problem z codziennego życia osoby chorej na SM. Tematy będą zaprezentowane w oryginalny sposób - na ilustracjach wykonanych przez Piotra Olszówkę.

Zapraszamy wszystkich pasjonatów literatury, twórców i amatorów pisania bez względu na osiągnięcia czy wykształcenie. Liczy się pomysłowość i chęć zgłębienia tematu. Potrafisz pisać barwnie i z polotem, zaciekawić czytelnika swą opowieścią? Jeśli tak to ten konkurs jest dla Ciebie! 

Nie ograniczajmy się jednak do czczej zabawy. HIGH FIVE! to także niecodzienne nagrody – przesyłając nam swój utwór możecie zdobyć jeden z dziewięciu zestawów polskich książek podpisanych przez autorów. W puli nagród znajduje się ponad 50 egzemplarzy! 

A to wciąż nie wszystko. Głównym celem konkursu jest stworzenie elektronicznej publikacji służącej podniesieniu świadomości o SM w Polsce. E-book z najlepszymi opowiadaniami zostanie udostępniony w sieci na wolnych licencjach creative commons, przez co stanie się dostępny dla wszystkich bez żadnych opłat. Z tego względu zależy nam na tym, by wasze utwory w sposób rzetelny i jasny odzwierciedlały istotę stwardnienia rozsianego oraz ukazywały wyzwania osób z SM. Gorąco zachęcam do czytania o SM, mówienia o nim, a w szczególności pisania i przesyłania utworów. Dokładne informacja znajdziecie na stronie sm-bohater.blogspot.com Pomóżcie walczyć z niewiedzą... przecież w tym celu stworzono książki. 

Kamil Czepiel i Papierowa Orchidea 

W skład komisji wchodzą:
Beata Andrzejczuk - autorka kultowej serii książek pt. "Pamiętnik nastolatki".
Anna Klejzerowicz - pisarka, publicystka, fotograf, redaktor. Autorka kryminałów.
Karina Pałka - chora na SM miłośniczka literatury, która będzie czuwać nad poprawnością merytoryczną nadsyłanych utworów.

Terminarz konkursu: 
I EDYCJA: 1 marca - 31 marca 2013 
II EDYCJA: 1 kwiatnia - 30 kwietnia 2013 
III EDYCJA: 1 maja - 31 maja 2013 

Wraz z rozpoczęciem każdej edycji zostanie podany temat w postaci ilustracji i opisu (patrz: sm-bohater.blogspot.com) 

W każdej edycji przyznane zostaną trzy nagrody. 

Wyniki każdej edycji zostaną ogłoszone nie później niż po upływie miesiąca od jej zakończenia. 


Wszelkie pytania proszę kierować na papierowaorchidea@gmail.com



wtorek, 12 lutego 2013

PAPIEROWA ORCHIDEA Marty Grzebuły



P A P I E R O W E   O R C H I D E E



Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 

Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!





Papierowa Orchidea Marty Grzebuły


„Moje książki, moje wspomnienia…” mówi nasz gość pogrążając się w błogiej zadumie. Posłuchajmy, co ma do powiedzenia, zapytana o swoja Orchideę, Marta Grzebuła, autorka m.in. takich powieści jak „Zapomnę imię twoje” czy „Dotykając nieba”. 

Pytana o książkę, która najbardziej zapadła mi w pamięci, lub ta, o której w moim domu krąży anegdota związana ze mną. Zawsze odpowiadam tak samo. „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza. 

Skoro tak, od razu nasuwa się na myśl kolejne pytanie… 

Dlaczego akurat ten poemat? 

Otóż to! Opowiedz jak rozpoczęła się Twoja historia z epopeją? 

Miałam 13 lat, siedziałam w domu, nudziłam się. Był rok 1973. Mama w pracy tatko na jakimś spotkaniu. A ja sama w czterech ścianach. I nic do czytania. Seria „Tygrysów” ukończona, chodzę więc po domu i szukam czegoś ciekawego. O dziwo znajduję poemat na szafce w łazience. [Tatko miał zwyczaj czytać podczas kąpieli. Dzisiaj sama robię podobnie.] 

I w ten oto sposób siedzę w małej łazience trzymając w rękach wydanie Ossolińskich „Pana Tadeusza”. Pierwsza strona i „wpadłam”. Od 15 do 3 w nocy, mimo próśb i uwag rodziców, książki nie wypuszczam z dłoni. Pochłania całą sobą, aż do ostatniej strony. Dopiero wtedy zasypiam. Ranek jest piękny i radosny, a ja budząc się „rymuję”. Mama patrzy zdziwiona, tatko się śmieje i w lot pojmuje, dlaczego. Kładzie dłoń na „winowajcę” i mówi: „Basiu nasza córka już jest we władaniu Mickiewicza”. Mama kiwa głową, stawia talerz z zupą mleczną na stole i również się uśmiecha. A ja walczę z własnym umysłem, aby przestać rymować. 

Zgaduję więc, że to wtedy pojawiła się w Twojej głowie myśl o stworzeniu własnego dzieła? Mam rację? 

Nie zupełnie. To moi rodzice podsunęli mi pomysł, aby zacząć pisać. Na początku wiersze, potem opowiadania i tak już zostało, do dziś. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to Adam Mickiewicz jest odpowiedzialny za moją do Niego miłość. Następnymi byli A. Asnyk i J. Słowacki, a Wincenty Pol i Jego „Pieśni Janusza” dopełniły reszty. 

Za ten fragment życia i moich wyborów odpowiada tatko, Stefan, i po części ja sama. Jednak za jednoczesne pozostawienie mnie w świecie dzieciństwa to zasługa mamy, Basi, i Jej miłości do twórczości Makuszyńskiego. Ale nie tylko. To właśnie Ona układała na poczekaniu bajki. Od kiedy sięgam pamięcią zawsze przed zaśnięciem siadała obok, głaskała mnie po blond włoskach i intonując głosy postaci z bajek była za każdym razem kimś innym. Natomiast Jej własna, nigdy nie spisana bajka „Przygody pana Kwaska”, była jedyna w swoim rodzaju. 

Brzmi bardzo ciekawie. Z jakiego powodu była tak niepowtarzalna? 

Byłam niejadkiem, a w tej bajce biedny pan Kwasek czeka w labiryncie brzuszka dziecka z pustym koszyczkiem i płacze. Bo nie ma, co zanieść do serduszka, aby miało siłę bić jak dzwon, do oczek, aby lepiej widziały itd. Ta bajka przekonała mnie do jedzenia. Nie chciałam, bowiem aby pan Kwasek płakał. Było mi go żal. 

To moi rodzice, mniej lub bardziej świadomie pokazali mi mój własny świat wyobraźni. Wprowadzili mnie do niego, aby potem dać wolną rękę. Pod tym względem moje dzieciństwo było wspaniałe. 

Dzieciństwo jednak musiało się skończyć. A gdy to nastąpiło, przyszedł czas świadomych, dorosłych wyborów. Jaka jest dzisiejsza Marta – nadal żyjąca po części w bajkowym świecie czy może stała się twardo stąpającą po ziemi realistką? 

Sądzę, że wciąż drzemie we mnie mała Martusia, która wciąż szuka i pragnie zaznać czegoś baśniowego. Ten świat jest idealny i zawsze kończy się: „I żyli długo i szczęśliwie” Moja babcia Bronia, miłośniczka historii, usiłowała mi uzmysłowić, że są to dwa odległe światy. Jej prawda o Katyniu opowiedziana mi w latach 1975-76 zaowocowała powstaniem powieści „Dzień, który nie miał jutra” ponad trzydzieści lat później. 

A powracając do słowa: Wybory? Nie raz zastanawiałam się, co te słowo tak naprawdę znaczy. Dziś mam już nieco więcej niż osiemnaście latek i wiem, jakie konsekwencje się ponosi, gdy wybór bywa nietrafiony. Nie mówię tu o literaturze lecz o prawdziwym życiu. 

Może jednak zechcesz opowiedzieć nam o swojej literaturze. Wydałaś już kilka książek. Co to za powieści, skąd brałaś inspiracje, jakie wartości zawarłaś w swych tekstach? 

Każda z moich dotychczas wydanych powieści oscyluje w tematyce obyczajowo-społecznej. Nieudane związki, toksyczne, trudne. Ale nie tylko związki partnerskie. Także przyjaźń. I jej poświęcam sporo uwagi. „Kobieta z okna” dla mnie wyjątkowa powieść – prawdziwa poprzez jedną postać w niej występującą. Kilka tygodni temu udzieliłam wywiadu Fundacji Oscar. Wówczas to bardzo dokładnie opowiedziałam o historii powstania owej książki. Pozwolę sobie na przytoczenie nieco z pamięci moich własnych słów o niej: 

"Kobieta z okna" to i dla mnie wyjątkowa książka. Przez kilka lat w drodze do pracy, patrzyłam dyskretnie na kobietę, która z okna spoglądała ciekawie i z sympatią na ludzi... Nie umiałam dłużej przechodzić obok Niej bez słowa i tak, choć tylko na "dzień dobry" czy "dobry wieczór" obie zbudowałyśmy nić sympatii, ale nie zdążyłam tak naprawdę Jej poznać. Pewnego dnia zniknęła, a parę dni później wisiał na bramie nekrolog. Nie umiałam trafić do pracy, płakałam i żałowałam... Czułam się winna i nagle zrozumiałam coś, co jest oczywiste, samotność. I to właśnie owa kobieta z okna, rzeczywista i namacalna stała się dla mnie inspiracją. To mój hołd dla Niej, Jej uśmiechu, Jej łagodnego spojrzenia, gdy przechodziłam obok, gdy poświęciłam Jej choć te pięć minut w drodze do pracy, czy też z powrotem. "Obudziłam" Ją do życia z tego wiecznego snu, dałam nowe imię, nową historię, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Mogła, choć w mojej książce, być potrzebna i kochana. 

I to jest esencja mojego pisania… Prawda, z którą stykam się codziennie, jako człowiek i jako pielęgniarka. Wartość i ulotność życia. „Dotykając nieba”, „Zapomnę imię twoje” czy „Epizod na dwa serca” to są właśnie książki w których jak sama mówię: sercem do serc, pisałam. 


Jednak ostatnie dwie powieści: „Joker” i „Kiedy ktoś nocą puka do drzwi’ wydają się być inne. Pierwsza detektywistyczna z wątkami kryminału, druga osnuta tajemną mgłą, magią i duchami… Ale czy rzeczywiście odeszłam od głównego nurtu? Od tego, co wyznaję i co pozwoliło i mi na przetrwanie, czyli od Wiary, Nadziei i Miłości? Nic bardziej mylnego. W każdej z nich, choć w innym stylu, formie klimacie piszę o tym samym… O sile wiary, nadziei i miłości. 

Proszę mi wierzyć, życie nieźle dało mi się we znaki. Czasem myślałam, że zaczyna już mu brakować belek, aby podrzucić mi kolejną pod nogi. Tyle ich było. I gdybym pozwoliła sobie na to, aby stracić siłę, wiarę, w owe słowa to kto wie, czy zdołałabym za każdym razem się podnieść, po każdym upadku. Ale przyznam, że również pomagała mi poezja. Dlatego w moich dwóch tomikach poezji wydanych ponad dwa lata temu, napisałam: że są to swoiste pamiętniki… A proza? 

Ona pozwoliła mi oderwać się od „mojego świata” Tworzyłam, budowałam historie piękne wzniosłe i dające nadzieję. Na przekór temu, czego doświadczałam. 

Mijały dni, potem lata i burza odeszła za horyzont. W moim życiu wzeszło słonko. A wtedy zaczęłam pisać o tym, jak można przetrwać, co daje nam siłę. Wyrazem tego są „Pomarańczowe ogrody” i „To, co mogło się zdarzyć”. 

Wygląda na to, że tworzenie jest dla Ciebie czymś więcej niż jedynie dobrą zabawą, zajmującym hobby lub nawet sposobem na życie. Jakie znaczenie ma to, że możesz dzielić się ze światem własną fantazją i przemyśleniami? 

Pytasz ile znaczy dla mnie możność pisania? Odpowiedź może być tylko jedna. Nie umiem bez tego żyć! Nie chcę, aby cokolwiek zabrzmiało patetycznie, ale taka jest prawda. To, że mogę tworzyć, że to lubię, sprawia mi niewypowiedzianą radość i pozwala oderwać się choćby na moment od prozy życia… A to, że kocham czytać, że do dziś w moim domu, książki są traktowane jak przyjaciele, pozwoliło mi na przetrwanie wszystkich zawirowań w moim życiu. 

To właśnie wyniosłam z rodzinnego domu – Miłość do książek. Dlatego uważam to za tak istotne. Dlatego zawsze, wszędzie i każdemu staram się uzmysłowić jak ważne jest to, co przekazujemy naszym dzieciom. Ja swoim z tego, co widzę przekazałam ten Dar Miłości, uszanowania książek i otworzyłam moim synom drzwi do Ich świata wyobraźni. Jak daleko w nim zajdą zależy już tylko od nich lecz najpierw musimy dać dzieciom na to szansę… 

Dajmy wybór – To moje przesłanie, moja myśl, zaraz po, jak dla mnie, magicznych słowach: Wiara, Nadzieja, Miłość. Oby nigdy ich nie zabrakło w naszym życiu. Bo one naprawdę dają siłę. Wiem to z autopsji. 

poniedziałek, 11 lutego 2013

PAPIEROWA ORCHIDEA Małgorzaty Kalicińskiej II



P A P I E R O W E   O R C H I D E E



Orchidee to kwiaty magiczne, urzekające swym wysublimowanym pięknem i delikatnością płatków łagodzącą surowe pędy. Prostota w połączeniu z artyzmem - czy to właśnie przepis na ideał? Nie zawsze, bo wiemy doskonale, iż każdy człowiek ceni sobie inne wartości, często skrajne. Pamiętajmy jednak, że Orchidee należą do najbogatszej w gatunki rodziny roślin kwiatowych, różniących się nieraz diametralnie w swym wyglądzie. To właśnie to bogactwo form, kolorów, kształtów sprawia, że każdy może odnaleźć w nim okaz najdoskonalej wyrażający jego samego. Będący odzwierciedleniem własnej duszy.

Podobnie jest z książkami - kto czyta, chociaż sporadycznie, z całą pewnością zachował w swej pamięci jakieś dzieło szczególne. Książkę wyjątkową, która wpłynęła na jego życie, poruszyła dogłębnie, zwróciła uwagę na ważne aspekty, a może po prostu pojawiła się, gdy była najbardziej potrzebna lub najzwyczajniej w świecie przywołała szczery uśmiech? Chyba każdy ma tę swoją jedyną Orchideę pachnącą papierem, o liściach wesoło szeleszczących na wietrze i wypełnionych sensem kwiatach rozbudzających w sercu radość i nadzieję. 

Strona PAPIEROWE ORCHIDEE powstała, by spośród całej feerii tomów zalegających w naszej pamięci, odnaleźć właśnie te najcenniejsze, o co poproszę wielu interesujących, cenionych ludzi, w których życiu literatura zajmuje poczesne miejsce. Kto wie, może ich Orchidee zakwitną i w naszych sercach!





Papierowa Orchidea Małgorzaty Kalicińskiej (specjalna)

fot. Magda Wiśniewska Krasińska






























Ci, którzy śledzą PAPIEROWE ORCHIDEE pamiętają zapewne pierwszą odsłonę. Poznaliśmy wówczas opinię Małgorzaty Kalicińskiej. Pani Małgorzata bardzo chciała nam jednak opowiedzieć o jeszcze jednej książce i nie, nie tylko kolejnym tytule - o konkretnej, bezcennej książce będącej w posiadaniu autorki. Dlaczego tak ważnej? W jakich okolicznościach pojawiała się w jej życiu? I co to życie zyskało poza pożółkłym papierem i zapachem... kuchni? Przeczytajcie sami w jubileuszowej, bo dziesiątej, Orchidei!

Książka zaręczynowa? 

Anotak! Tak to właśnie cięgiem mówił Maminek, ale tekst nie będzie o Maminkach, choć Mama Maminka też zakładała fartuch i pitrasiła. Jak ja! 

Otóż na zaręczyny dostałam od mojego ukochanego książkę. 

Właściwie dwie książki zdobyte z niejakim trudem, wygrzebane w Necie, zapłacone słono, choć nie były w cenie papirusu staroegipskiego ani Biblii Guttenberga to dla mnie książki ważne, piękne i mające w sobie coś ze skarbu. 

Otóż jest to wydanie z 1911 roku popularnej wtedy królowej kuchni a właściwie gospodyni nadzwyczajnej Lucyny Ćwierciakiewiczowej. (Najpierw MY mieliśmy naszą Ćwierciakiewiczową, a dopiero później Amerykanie swoją Julię Child zauroczoną kuchnią… francuską. Nasza Lucyna sławiła polską kuchnię!) 

Jej „365 obiadów” i „Jedyne praktyczne przepisy” to w tamtych czasach wielkie novum, bo kobiety książek kucharskich nie pisywały. W ogóle mało wtedy pisały a może pisały sporo, ale rynek opanowany był przez mężczyzn. 

Stąd nawet tekst mojego kolegi: „Gośka, rób co chcesz, ale literatura przez wieki była rodzaju… męskiego”. Tak, tak, prawda, ale to już się wyrównało! 

Wracam do zaręczynowej książki, która przyszła kurierem, i oto miałam w dłoniach rarytas! Dwie księgi stareńkie, które, to widać, przeszły przez wiele rąk! W ilu-ż kuchniach się należały wdychając smakowite zapachy? Ile osób informowały ile łutów mąki a ile szczypt soli? 




(co za język!)



Pachną dzisiaj starym drukiem, papierem też starym i wspomnieniami o których same nie opowiedzą. Na marginesach czyjeś zapiski czynione ładnym pismem, ołówkiem, a jako zakładki… Jej to bonus! Wycinki kulinarne z Kuriera Ilustrowanego! Bajko ty moja! Ogromnie wzruszające, ciekawe literacko i kuchennie! Dzisiaj tak się zmieniło! Kto by robił kluseczki ze szpiku, który jest posądzony o hipercholesterolemię i samo zło – zwierzęcy tłuszcz? Od samego czytania wątroba boli dzisiaj wydelikacona nadmiernie i ponosząca trud trawienia nie zwierzęcych tłuszczów, a konserwantów, udogodnienia i zmory naszych czasów? 

To tu znalazłam przepis na konfiturę z zielonych pomidorów, do której mój ukochany wzdycha: „wiesz, ciocia taką robiła”. 

Dzisiaj mało kto kupuje takie starocia, a szkoda. Moja książka zaręczynowa ma u mnie dożywocie a potem dostanie ją córka, może wnuczka? Jako rarytas, skarb! 

PS Teraz zapoluję na Książkę Marii Monatowej.