Papierowa Orchidea Marty Grzebuły
„Moje książki, moje wspomnienia…” mówi nasz gość pogrążając się w błogiej zadumie. Posłuchajmy, co ma do powiedzenia, zapytana o swoja Orchideę, Marta Grzebuła, autorka m.in. takich powieści jak „Zapomnę imię twoje” czy „Dotykając nieba”.
Pytana o książkę, która najbardziej zapadła mi w pamięci, lub ta, o której w moim domu krąży anegdota związana ze mną. Zawsze odpowiadam tak samo. „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza.
Skoro tak, od razu nasuwa się na myśl kolejne pytanie…
Dlaczego akurat ten poemat?
Otóż to! Opowiedz jak rozpoczęła się Twoja historia z epopeją?
Miałam 13 lat, siedziałam w domu, nudziłam się. Był rok 1973. Mama w pracy tatko na jakimś spotkaniu. A ja sama w czterech ścianach. I nic do czytania. Seria „Tygrysów” ukończona, chodzę więc po domu i szukam czegoś ciekawego. O dziwo znajduję poemat na szafce w łazience. [Tatko miał zwyczaj czytać podczas kąpieli. Dzisiaj sama robię podobnie.]
I w ten oto sposób siedzę w małej łazience trzymając w rękach wydanie Ossolińskich „Pana Tadeusza”. Pierwsza strona i „wpadłam”. Od 15 do 3 w nocy, mimo próśb i uwag rodziców, książki nie wypuszczam z dłoni. Pochłania całą sobą, aż do ostatniej strony. Dopiero wtedy zasypiam. Ranek jest piękny i radosny, a ja budząc się „rymuję”. Mama patrzy zdziwiona, tatko się śmieje i w lot pojmuje, dlaczego. Kładzie dłoń na „winowajcę” i mówi: „Basiu nasza córka już jest we władaniu Mickiewicza”. Mama kiwa głową, stawia talerz z zupą mleczną na stole i również się uśmiecha. A ja walczę z własnym umysłem, aby przestać rymować.
Zgaduję więc, że to wtedy pojawiła się w Twojej głowie myśl o stworzeniu własnego dzieła? Mam rację?
Nie zupełnie. To moi rodzice podsunęli mi pomysł, aby zacząć pisać. Na początku wiersze, potem opowiadania i tak już zostało, do dziś. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to Adam Mickiewicz jest odpowiedzialny za moją do Niego miłość. Następnymi byli A. Asnyk i J. Słowacki, a Wincenty Pol i Jego „Pieśni Janusza” dopełniły reszty.
Za ten fragment życia i moich wyborów odpowiada tatko, Stefan, i po części ja sama. Jednak za jednoczesne pozostawienie mnie w świecie dzieciństwa to zasługa mamy, Basi, i Jej miłości do twórczości Makuszyńskiego. Ale nie tylko. To właśnie Ona układała na poczekaniu bajki. Od kiedy sięgam pamięcią zawsze przed zaśnięciem siadała obok, głaskała mnie po blond włoskach i intonując głosy postaci z bajek była za każdym razem kimś innym. Natomiast Jej własna, nigdy nie spisana bajka „Przygody pana Kwaska”, była jedyna w swoim rodzaju.
Brzmi bardzo ciekawie. Z jakiego powodu była tak niepowtarzalna?
Byłam niejadkiem, a w tej bajce biedny pan Kwasek czeka w labiryncie brzuszka dziecka z pustym koszyczkiem i płacze. Bo nie ma, co zanieść do serduszka, aby miało siłę bić jak dzwon, do oczek, aby lepiej widziały itd. Ta bajka przekonała mnie do jedzenia. Nie chciałam, bowiem aby pan Kwasek płakał. Było mi go żal.
To moi rodzice, mniej lub bardziej świadomie pokazali mi mój własny świat wyobraźni. Wprowadzili mnie do niego, aby potem dać wolną rękę. Pod tym względem moje dzieciństwo było wspaniałe.
Dzieciństwo jednak musiało się skończyć. A gdy to nastąpiło, przyszedł czas świadomych, dorosłych wyborów. Jaka jest dzisiejsza Marta – nadal żyjąca po części w bajkowym świecie czy może stała się twardo stąpającą po ziemi realistką?
Sądzę, że wciąż drzemie we mnie mała Martusia, która wciąż szuka i pragnie zaznać czegoś baśniowego. Ten świat jest idealny i zawsze kończy się: „I żyli długo i szczęśliwie” Moja babcia Bronia, miłośniczka historii, usiłowała mi uzmysłowić, że są to dwa odległe światy. Jej prawda o Katyniu opowiedziana mi w latach 1975-76 zaowocowała powstaniem powieści „Dzień, który nie miał jutra” ponad trzydzieści lat później.
A powracając do słowa: Wybory? Nie raz zastanawiałam się, co te słowo tak naprawdę znaczy. Dziś mam już nieco więcej niż osiemnaście latek i wiem, jakie konsekwencje się ponosi, gdy wybór bywa nietrafiony. Nie mówię tu o literaturze lecz o prawdziwym życiu.
Może jednak zechcesz opowiedzieć nam o swojej literaturze. Wydałaś już kilka książek. Co to za powieści, skąd brałaś inspiracje, jakie wartości zawarłaś w swych tekstach?
Każda z moich dotychczas wydanych powieści oscyluje w tematyce obyczajowo-społecznej. Nieudane związki, toksyczne, trudne. Ale nie tylko związki partnerskie. Także przyjaźń. I jej poświęcam sporo uwagi. „Kobieta z okna” dla mnie wyjątkowa powieść – prawdziwa poprzez jedną postać w niej występującą. Kilka tygodni temu udzieliłam wywiadu Fundacji Oscar. Wówczas to bardzo dokładnie opowiedziałam o historii powstania owej książki. Pozwolę sobie na przytoczenie nieco z pamięci moich własnych słów o niej:
"Kobieta z okna" to i dla mnie wyjątkowa książka. Przez kilka lat w drodze do pracy, patrzyłam dyskretnie na kobietę, która z okna spoglądała ciekawie i z sympatią na ludzi... Nie umiałam dłużej przechodzić obok Niej bez słowa i tak, choć tylko na "dzień dobry" czy "dobry wieczór" obie zbudowałyśmy nić sympatii, ale nie zdążyłam tak naprawdę Jej poznać. Pewnego dnia zniknęła, a parę dni później wisiał na bramie nekrolog. Nie umiałam trafić do pracy, płakałam i żałowałam... Czułam się winna i nagle zrozumiałam coś, co jest oczywiste, samotność. I to właśnie owa kobieta z okna, rzeczywista i namacalna stała się dla mnie inspiracją. To mój hołd dla Niej, Jej uśmiechu, Jej łagodnego spojrzenia, gdy przechodziłam obok, gdy poświęciłam Jej choć te pięć minut w drodze do pracy, czy też z powrotem. "Obudziłam" Ją do życia z tego wiecznego snu, dałam nowe imię, nową historię, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Mogła, choć w mojej książce, być potrzebna i kochana.
I to jest esencja mojego pisania… Prawda, z którą stykam się codziennie, jako człowiek i jako pielęgniarka. Wartość i ulotność życia. „Dotykając nieba”, „Zapomnę imię twoje” czy „Epizod na dwa serca” to są właśnie książki w których jak sama mówię: sercem do serc, pisałam.
Jednak ostatnie dwie powieści: „Joker” i „Kiedy ktoś nocą puka do drzwi’ wydają się być inne. Pierwsza detektywistyczna z wątkami kryminału, druga osnuta tajemną mgłą, magią i duchami… Ale czy rzeczywiście odeszłam od głównego nurtu? Od tego, co wyznaję i co pozwoliło i mi na przetrwanie, czyli od Wiary, Nadziei i Miłości? Nic bardziej mylnego. W każdej z nich, choć w innym stylu, formie klimacie piszę o tym samym… O sile wiary, nadziei i miłości.
Proszę mi wierzyć, życie nieźle dało mi się we znaki. Czasem myślałam, że zaczyna już mu brakować belek, aby podrzucić mi kolejną pod nogi. Tyle ich było. I gdybym pozwoliła sobie na to, aby stracić siłę, wiarę, w owe słowa to kto wie, czy zdołałabym za każdym razem się podnieść, po każdym upadku. Ale przyznam, że również pomagała mi poezja. Dlatego w moich dwóch tomikach poezji wydanych ponad dwa lata temu, napisałam: że są to swoiste pamiętniki… A proza?
Ona pozwoliła mi oderwać się od „mojego świata” Tworzyłam, budowałam historie piękne wzniosłe i dające nadzieję. Na przekór temu, czego doświadczałam.
Mijały dni, potem lata i burza odeszła za horyzont. W moim życiu wzeszło słonko. A wtedy zaczęłam pisać o tym, jak można przetrwać, co daje nam siłę. Wyrazem tego są „Pomarańczowe ogrody” i „To, co mogło się zdarzyć”.
Wygląda na to, że tworzenie jest dla Ciebie czymś więcej niż jedynie dobrą zabawą, zajmującym hobby lub nawet sposobem na życie. Jakie znaczenie ma to, że możesz dzielić się ze światem własną fantazją i przemyśleniami?
Pytasz ile znaczy dla mnie możność pisania? Odpowiedź może być tylko jedna. Nie umiem bez tego żyć! Nie chcę, aby cokolwiek zabrzmiało patetycznie, ale taka jest prawda. To, że mogę tworzyć, że to lubię, sprawia mi niewypowiedzianą radość i pozwala oderwać się choćby na moment od prozy życia… A to, że kocham czytać, że do dziś w moim domu, książki są traktowane jak przyjaciele, pozwoliło mi na przetrwanie wszystkich zawirowań w moim życiu.
To właśnie wyniosłam z rodzinnego domu – Miłość do książek. Dlatego uważam to za tak istotne. Dlatego zawsze, wszędzie i każdemu staram się uzmysłowić jak ważne jest to, co przekazujemy naszym dzieciom. Ja swoim z tego, co widzę przekazałam ten Dar Miłości, uszanowania książek i otworzyłam moim synom drzwi do Ich świata wyobraźni. Jak daleko w nim zajdą zależy już tylko od nich lecz najpierw musimy dać dzieciom na to szansę…
Dajmy wybór – To moje przesłanie, moja myśl, zaraz po, jak dla mnie, magicznych słowach: Wiara, Nadzieja, Miłość. Oby nigdy ich nie zabrakło w naszym życiu. Bo one naprawdę dają siłę. Wiem to z autopsji.